Nie mam konta na FB i nie prowadzę żadnej sprzedaży.

sobota, 27 czerwca 2015

Truskawkowo, to i owo....

Kochani, czy znacie kogoś, kto nie lubi truskawek? U mnie w tym roku już powstało trochę  przetworów, chociaż zawsze się zarzekam, że w tym roku to już  na pewno nic nie zrobię. Dużo truskawek zjadamy na bieżąco, ale pod różnymi postaciami.

   Tak wygląda  najsmaczniejsza odmiana truskawek,  szypułki rosną na długiej szyjce.

Na pierwszy ogień idzie koktajl bananowo- truskawkowy z maślanką, pijemy bez ograniczeń, najbardziej naturalny probiotyk, można dosłodzić miodem.

Mój sposób na najprostszy sernik na zimno jest tak prosty, że aż nie wiem, czy wypada podawać przepis?.
Dwie galaretki rozpuszczam w dwóch szklankach wrzątku, czekam do lekkiego zakrzepnięcia i miksuję z białym serkiem w ilości  około 450 gram.  Przelewam do tortownicy i do środka wkładam ulubione owoce, tym razem truskawki, ale mogą być jakiekolwiek owoce, nawet    z puszki. Po 2 godzinach wyciągam z lodówki gotowy smaczny serniczek,który znika  w oka mgnieniu.

 Teraz można już  ucztować.

Porcelanowe słodkie łyżeczki
MKC
Zapomniałam jaka to przyjemność móc się zatracić w lekturze, połykać kolejne strony i rano budzić się z chęcią sięgnięcia po ciąg dalszy książki. Od zawsze czytam przed snem, ale czasami trudno się skupić po ciężkim pracowitym dniu i zdarzało się, że obmyślałam plan prac na następny dzień, czyli co uszyję i z czego, albo co nowego zmaluję, czy przesadzę. Teraz mam dużo czytania, bo w poszukiwaniu tanich książek  dotarłam na warszawską ulicę Nowy Świat, gdzie w tanim sklepiku znalazłam kilka ciekawych i naprawdę tanich pozycji i dlatego bombarduję Was  kolejnymi opiniami.
Dżuma w Breslau to opowieść kryminalna Marka Krajewskiego. Akcja jego książek dzieje się we Wrocławiu  dwudziestolecia międzywojennego, czuje się klimat tego świata. To mój drugi przeczytany  kryminał tego autora, poznajemy w nim przekrój różnych indywiduów, tajemnice półświatka, warunki więzienne, ale także prawa rządzące w policji. Akcja dzieje się żwawo, pojawia się  tajne stowarzyszenie, którego zadaniem jest likwidowanie wyrzutków społeczeństwa, przyznam się Wam, że w pewnym momencie poczułam autentyczne ciarki na  skórze, ale były też momenty szczerego głośnego śmiechu.
Bohaterem   książek Krajewskiego jest  Eberhard Mock, który jako  nadwachmistrz we wrocławskiej policji obyczajowej  wciąż marzy o awansie i przeniesieniu do policji kryminalnej. Problem w tym, że Heinrich Mühlhaus, szef policji, jest do jego osoby nastawiony sceptycznie.  Jakby na domiar złego, w brutalny  sposób zostają zamordowane dwie prostytutki i pewnie nie byłoby w tym  nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że na narzędziu zbrodni znajdują się odciski palców Mocka. A to poważnie komplikuje jego sytuację…
POLECAM!

Wszystkim, kto zaczął wakacje i tym, którzy muszą pracować życzę miłych, pogodnych dni, komu brakuje deszczu, życzę nocnych opadów, ale słońca  i wypoczynku życzę wszystkim. Witam ciepło nowych obserwatorów, do następnego razu. Zapraszam Was serdecznie!

wtorek, 23 czerwca 2015

W babcinym saloniku

Witajcie, moi  kochani stali i nowi goście.
Dziękuję tym z Was, które już przyłączyły się do mojej patchworkowej zabawy, zachęcam pozostałe,   na każdy pozostawiony komentarz odpowiem po jej zakończeniu.
Wiecie, jak kocham starocia i ich bielenie, z drugiej strony lubię  też "dworkowe" klimaty,  styl romantyczny i vintage i bądź człowieku mądry, pogódź to wszystko. Najbardziej lubię meble z odzysku "z duszą" często je przemalowuję, a czasami zostawiam bez ingerencji  z prostego powodu, bo na razie nie mogę się zdecydować i czekam aż pomysł dojrzeje do realizacji.
Pokazywałam  już pojedyncze meble, a teraz przedstawiam Wam pokój wypoczynkowy, w którym  wygodnie spędzamy czas, a który jest wyposażony w bibeloty i meble z odzysku.

Podejrzewam, że Was trochę zaskoczyłam mieszczańskim klimatem mojego  saloniku. Na szczęście moje zamiłowanie do bieli i przecierek znalazło ujście w mieszkaniu, które Wam już pokazywałam. W takim duchu mogłabym i chciałabym mieć też cały dom, na razie jednak wszystko czeka na pomysł.

Jednym z moich ostatnich nabytków jest stolik, w którym urzekły mnie zdobienia i  lwie łapy.

Obraz Żanety Fil przywiozłam z Wilna, witrynę też już znacie. Skórzane meble wypoczynkowe Kler uległy takim zmianom, że dorobiłam u tapicera zdejmowane  nakrycia i postanowiłam:  Nigdy więcej skórzanych mebli.


MKC
Do pewnego momentu spóźniałam się z przewidzianą co miesiąc książką, a dzisiaj chcę przedstawić pierwszą  przeczytaną w ciągłych  rozjazdach, pociągu i oderwaniu od komputera. Tak, tak komputer wcale nie sprzyja czytaniu książek, chociaż czytamy zaprzyjaźnione blogi.
Ogień i woda  Pauline Rowson  to porządny kryminał. Mimo, że autorką jest kobieta, narrację w pierwszej osobie prowadzi mężczyzna po przejściach. Malarz marynistyczny od dziesięciu lat w szczęśliwym związku z piękną  i ambitną żoną, traci w pożarze przyjaciela. Kiedy znajduje zaszyfrowany list,  stara się wyjaśnić przyczynę śmierci serdecznego druha. Co kilka stron narratorowi udaje się odsłonić kolejne tajemnice z  przeszłości, jakby zdejmując kolejne  zasłony sięga do swoich najtragiczniejszych  przeżyć. Podążamy z bohaterem przez typowe dla takiej prozy zasadzki, wszystkie drogi prowadzą do rozstrzygnięcia zagadki, jest też trochę romansu. Przyzwoita historia, nieustępująca poziomem innym powieściom kryminalnym. W sam raz na jazdę pociągiem.

czwartek, 18 czerwca 2015

Purpura w ogródku

Kochani, witam Was i moich nowych gości serdecznie, rozgośćcie się, proszę.
Susza nie odpuszcza, nawet trawy na razie nie chcę kosić, zasiliłam ją trochę, ale czy to pomoże, nie wiem. Nie jestem odosobniona,   z tym problemem boryka się dużo moich koleżanek. Trzeba się cieszyć tym, co jest, na szczęście znalazłam  sposób na urozmaicenie ogrodu.
Mam  w ogrodzie kilka plam purpury, można je też nazwać bordo i  uważam, że niesamowicie ożywiają widok, różnicują dojrzałą zieleń, zdecydowanie rzucając się w oczy.
Tego zakątka jeszcze nie pokazywałam. Na pierwszy ogień idą ostróżki, zostały mi tylko w niebieskim kolorze, fioletowe  i białe nie uchowały się, niestety. Na  dalszym planie widać rododendrony w opłakanym stanie, w tym roku nie zdążyły rozwinąć kwiatów, a już przekwitły.

 
 

Widoczny  purpurowy krzew, to  berberys, okrutnie kłujący, ale o pięknej barwie, młode przyrosty są wręcz czerwone.

Jestem wielką miłośniczką krzewów kwaśnolubnych, ale mam też bardzo wytrzymały gatunek róży, którą się wcale nie opiekuję, a ona widocznie to lubi, bo co roku się odradza i też ma cudny kolor.

Moją uwagę zawsze przyciągają rośliny o purpurowym kolorze. Na żurawki już dawno miałam ochotę, ale dopiero teraz zaczęłam się im przyglądać pod kątem przydatności w ogrodzie. Trochę brakuje na nie miejsca, ale będą świetnie wyglądać wśród moich ulubionych host.

Roślinka wyjątkowa, czyli języczka pomarańczowa, , ale to nie dla pomarańczowych kwiatów ją hoduję, tylko dla pięknej purpurowej barwy liści, widać ją pod spodem liści. Z funkiami i malutką hortensją pięknie wygląda. W głębi najmocniejszy akcent, czyli leszczyna, która już zaczyna zmieniać kolor z purpurowego na zielony.

Największą moją ogrodową  miłością, niestety nieodwzajemnioną są klony japońskie. Kilka pięknych klonów już zmarnowałam i zrezygnowałam na jakiś czas z kupowania. Pomyślałam, że  nic na siłę i  pozostało mi tylko robienie zdjęć  takim cudnościom w innych miejscach. Klony palmowe są tak delikatne, łączą w sobie  wszystkie zalety krzewów i piękno kwiatów. Różnorodność kolorystyczna od zielonych przez żółte aż do czerwieni powoduje, że dla mnie są to absolutnie mistrzowie nr 1 roślinnego świata.

 Zapraszam Was serdecznie do mojej zabawy. Ucałowania!

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Candy patchworkowe- zapraszam

Kochani!
Minął rok od napisania pierwszego posta, a 5 lipca minie rok od napisania posta drugiego i myślę, że to dobry czas, aby podzielić się z Wami moją kolejną pracą, która jest rezultatem fascynacji patchworkiem i pikowaniem.  Ciągle się uczę tej trudnej sztuki i widzę, że im dalej w las, tym ciemniej. Dzięki  Wiesi z bloga  Quilt & smile czasami jednak pojawia się światełko w tunelu.
W poprzednim candy przedmiotem zabawy były twory z drewna, a dzisiaj szyciowo, czyli bieżnik na stół  o wymiarach 79x 34,5.
Zanim udało  mi się skończyć taką podkładkę,  która mnie zadowoliła,  powstało wiele innych, ale o tym przy następnej okazji. Na pewno znacie to z autopsji, im bardziej nam na czymś zależy, tym ciężej osiągnąć zamierzony efekt.
Co prawda powstały dwa bieżniki  z elementami patchworkowymi i w całości  wypikowane, ale na zabawę przeznaczyłam ten z białą lamówką. 




Bieżniki różnią się nieznacznie i pokazuję też ich zaplecze.

Przy okazji znalazłam idealny patent na wszystkie potrzebne do szycia podręczne narzędzia. Zastosowałam długi magnes, na którym zwykle wiszą noże. Od tej pory niczego nie szukam, magnes sam przyciąga moje przydasie.

Teraz zapraszam na candy  i dziękuję Wam wszystkim serdecznie  za to, że jesteście.
Warunki są ogólnie znane, takie jak  poprzednio  
Wynik losowania podam około 6 lipca.
  1.  Proszę zostaw komentarz pod tym postem 
  2.  Umieść podlinkowany baner z konkursem  (zdjęcie poniżej) na bocznym pasku swojego bloga
  3. Jeśli naprawdę masz zamiar obserwować mojego bloga, to proszę przyłącz się, będzie mi bardzo miło, ale nie jest to warunek obowiązkowy.
  4. Jeśli nie masz bloga, nie podawaj pełnego  maila, tylko część i do tego imię.
  5. Chętnych  z zagranicy w przypadku wylosowania, poproszę o adres rodziny w Polsce.


wtorek, 9 czerwca 2015

Między malowaniem i pikowaniem...

Kochani, dzisiaj kolejne miejsce do odpoczynku,  najczęściej pod ścianą wiaty jemy obiadki i siedzimy podczas grillowania. Słońce zagląda tutaj rano i późnym popołudniem, orzech włoski sprzyja odpoczynkowi w cieniu, a my chętnie chronimy się pod jego gałęziami, kiedy panuje upał.

Bajecznie kolorowy obrus  tym razem w malowane kwiatki,  pasuje do niego japoński   komplet porcelanowy na małą europejską kawę i piwonie i irysy z mojego ogrodu.
 
 
 

To tutaj przysiadam, żeby rzucić gospodarskim okiem na ogródek, chociaż  czasami nie chce się patrzeć.
To co dzieje się w ogrodzie mogę nazwać usychaniem i moje serce też usycha z żalu, bo przegapiłam moment, kiedy mogłam rododendrony ratować, teraz jest już za późno! Nigdy nie wyglądały tak smutno, niby mają kwiatki, ale zanim na dobre rozkwitły już zaczęły usychać.
Mogę natomiast pochwalić się parzydłem leśnym, które rozświetla ciemny kącik w ogrodzie.

 Krzewuszka też  obrodziła pięknie

Z lekkim opóźnieniem prezentuję czwartą pozycję w ramach MKC, ale to tylko dlatego, że czytam symultanicznie.
Książka   Anne Tyler "Przypadkowy turysta" opowiada o mężczyźnie, którego pracą jest pisanie przewodników dla często  podróżujących biznesmenów, z czym wiążą się nieustanne podróże. Macon bardzo krytycznie  podchodzi do swojego zajęcia, w ogóle jest bardzo krytyczny, zasadniczy i pryncypialny. Nie lubi rozmawiać, nawet z żoną, z którą ma do przepracowania  tragedię, jaka ich dotknęła. W końcu niemożność porozumienia się doprowadza do separacji, zaczyna się życie bez potrzeb i z minimalnym wysiłkiem. Zamiast prania można zmoczyć ubranie pod prysznicem, zamiast porządnych posiłków, można jedzenie ograniczyć do minimum, itp.
Co zrobić z psem syna, kiedy trzeba wyjechać w kolejną podróż? Trzeba udać się do hotelu dla psów, a tam czeka dziewczyna, która ma irytujący styl bycia, ale może wpłynie na życie naszego bohatera?
Polecam z czystym sumieniem, co prawda powstał film na podstawie książki, ale na szczęście nic z niego  nie pamiętam. 


 Kochani, truskawki na koniec, częstujcie się, proszę.

sobota, 6 czerwca 2015

Kwiaty dla Pani M.


 Witam Was cieplutko.
Rzadko się rozpisuję tak refleksyjnie jak dzisiaj, ale może Was zainteresuję . Jeśli muszę  podróżować pociągiem, na ogół zaszywam się w kącie i sięgam po książkę, nie za bardzo lubię wsłuchiwać się w problemy przypadkowych sąsiadów w przedziale. Tym razem było inaczej, już na dworcu zaczepiła mnie starsza pani z prośbą o pomoc przy kupnie biletu (kasa nie sprzedaje biletów na pociągi pośpieszne). Zawsze  pomagam  i chociaż chciałam wykorzystać czas jazdy na czytanie zaległej książki w ramach MKC,  nie za bardzo mi się to udało i nie żałuję.
 
Czasami wystarczy rzut oka i wiadomo z kim mamy do czynienia. Pani M. po 80-ątce,  spracowane ręce świadczą  o   tysiącach śniadań, obiadów i kolacji przygotowanych i podanych swoim bliskim, o tonach ziemniaków i innych roślin posadzonych w ziemi, a następnie  z niej wybranych, o setkach pustaków podanych mężowi przy budowie upragnionego domu, o milionach litrów mleka wydojonych przez całe życie, o milionach wiader wody wyciągniętych ze studni i mogłabym jeszcze wymienić mnóstwo czynności związanych z ciężką pracą na roli. Pani Maria to niezwykła kobieta, otwarta na dowcip i nowinki, doskonale zorientowana w sytuacji politycznej, uwielbia las i zbieranie grzybów, kocha kwiaty i seriale, ma mnóstwo koleżanek i do tańca i do różańca. Nie narzeka, tylko kiedy mówi o zmarłym niedawno mężu, oczy jej lekko łzawią. Wspomnienia z czasów wojny nie pozwalają jej oglądać filmów wojennych, tak żywa jest pamięć o traumatycznych przeżyciach z tego strasznego czasu.
Dlaczego piszę o  tym spotkaniu? Odchodzi od nas całe pokolenie takich pogodnych ludzi, którzy przeżyli koszmar wojny i stalinizmu, często nie mogli się odnaleźć w nowej Polsce i z pokorą przyjmowali kolejne razy od życia.
Wiele się dowiedziałam o życiu Pani M., ale nie było to bynajmniej użalanie się nad sobą i chęć wywołania współczucia. Nawet nie wie, że stała się bohaterką mojego posta.
Ręce spracowane, ale jaki żywy umysł i nowoczesne podejście!   Nawet przepis na uzdrawiającą nalewkę na spirytusie dostałam.
Taka ilość energii i radości biła  z tych wypowiedzi, że nagle ja ze zrobionymi paznokciami i fryzurką od fryzjera,  pozazdrościłam pani M. takiego podejścia do życia i zdałam sobie sprawę z tego, jak często nie doceniamy tego, co mamy.


A może to świadomość dobrze przeżytego życia daje taką radość i zadowolenie. Im człowiek starszy, tym z większą pokorą  akceptuje wszystko, co ono przynosi , bo jak mówi pani M.  "Życie jest piękne, ale scenariusz dla każdego dawno już jest wymyślony"

wtorek, 2 czerwca 2015

Czasami człowiek musi...

po prostu odpocząć od komputera.
Serdecznie Was witam.   Ostatni weekend spędziłam  w Puławach z naszą cudną wnusią, ten termin był zamówiony przez moje dzieci jeszcze przed jej narodzeniem i przyznam, że mimo  pewnej obawy, czy dam sobie radę, czas  ten sprawił mi ogromną radość.

 Moja ostatnia rynkowa zdobycz to bardzo interesująco wyszywany obrus o ciekawej kolorystyce.

 Chyba w końcu się nauczyłam, jak rozpoznać pracę maszynową,  widać poniżej, że jest to rękodzieło.

Trochę wiadomości z ogrodu. Tak się złożyło, że bardzo lubię rośliny kwaśnolubne, doskonałym wypełnieniem ogrodu są funkie, których na razie mam 7 odmian.
Kochani, jestem ciekawa, czy znacie te niepozorne kwiatki? To parzydło leśne, które potrafi rozjaśnić najciemniejsze  ogrodowe zakamarki.
Pozdrowienia Wam zostawiam i do następnego razu.
//Pinterest widget