Nie mam konta na FB i nie prowadzę żadnej sprzedaży.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poduszki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poduszki. Pokaż wszystkie posty

środa, 17 marca 2021

Wysyp poszewek...

 

Cześć, kochani!

  Dzisiaj, żeby nie było monotonnie, ozdobne poszewki. Zaczęło się od dwóch prostych poszewek na prezent, a że praca jest najlepszym lekarstwem na sinusoidę nastrojów, dlatego powstało kolejnych  pięć poszewek, po prostu  nie mogłam się  oderwać  od maszyny. Zrozumieją mnie osoby, które też tak mają,  gdy pomysły same przychodzą do głowy, a potem trzeba (i to jest wewnętrzny przymus, któremu nie da się oprzeć) je zrealizować. Siadłam więc do pracy  i od razu wiedziałam, z czego poszewki powstaną.

środa, 5 lutego 2020

Jeszcze raz

 o łapaczach, bo obiecałam kiedyś napisać o kolejnym pomyśle na wykorzystanie serwetek.  Mam kilka pięknych serwetek od moich blogowych koleżanek, ale wyjmuję je od wielkiego święta, bo szkoda mi takich śliczności  na łapacze. Dotykam je delikatnie i myślę sobie ile pracy kosztowały i myślę z czułością o ich autorkach.
Z serwetek dawno kupionych zrobiłam kolejne łapacze i wykorzystałam  pomysł podpatrzony na Pinterescie. Dokupiłam  kilka bambusowych obręczy,  dobrze naciągnelam serwetki i obcięłam ich nadmiar po złożeniu dwóch części obręczy.  Połączyłam je dość luźno i  kilka tak spreparowanych serwetek  powiesiłam na ścianie.  Bardzo mi się spodobał ten pomysł, bo można tę kompozycję różnie wieszać i za każdym razem uzyskać nowy efekt.



wtorek, 22 stycznia 2019

Zimowa niespodzianka

Smutny ten styczeń.  Minęły zaledwie trzy tygodnie nowego roku, a tyle nieszczęść już się zdarzyło. Tragedie w Koszalinie i w Gdańsku nie sprzyjały  blogowemu życiu, jakoś nie miałam siły ani ochoty na pisanie. Jak zawsze w życiu czas mija, oswajamy się z tym, co nieuchronne i biegniemy dalej.
Zima od czasu do czasu przypomina, że ma prawo do mrozu i wichrów, drżę o moje jesienne  nasadzenia, bo ciągle zimno mnie  zaskakuje. Jak większość z Was tęsknię do wiosny... i codziennie oglądam moje roślinki.  Jest środek stycznia, a ja przedstawiam dzisiaj prawdziwe zimozielone niespodzianki, które o każdej porze roku mają nam coś do pokazania. A to czerwoną barwę świeżych liści, a to różowe kwiatki zebrane w grona, mogą być też  koloru białego. Jeśli lubicie takie niespodzianki zimą to sprawią je pierisy. Fakt, jak  większość przybyszy z Japonii mogą być wrażliwe  i kapryśne, ale jeśli zapewnimy im odpowiednie  warunki będą kwitły przez długi czas, wymagają półcienistego i cichego miejsca, kwaśnego, wilgotnego  i żyznego podłoża, nie lubią zimna i wiatru. Posadzone wśród innych zimozielonych roślin, zabezpieczone podsypką z przekompostowanej kory  odwdzięczą się pięknymi przebarwieniami. To wyjątkowe krzewy, które w zależności od pory roku kwitną na biało, różowo lub czerwono, liście również ulegają przeobrażeniom, dzięki czemu zaskakują kilka razy w roku.
Dwie odmiany pierisów  Valley rose i Blush,  którym  zdjęcia zrobiłam dzisiaj. Prawda, że piękne?


Co prawda są inne kwitnące zimą roślinki, np. cudowne ciemierniki, ale na razie nie dysponuję zdjęciem.
Płomyk szydlasty i rozchodnik ostry co prawda nie kwitną, ale oszronione pięknie wyglądają. Podobnie jak ligustr


Nowy rok zaczęłam od robótek ręcznych i maszynowych. Na razie kilka poszewek z bożonarodzeniowym klimatem, a w trakcie pracy są patchworki.


Jeszcze kilka zimowych  zdjęć i życzenia miłego tygodnia. :))
 

 

poniedziałek, 5 listopada 2018

Z dżinsu.

Pogoda nie pozwala już pracować w ogródku, więc  siadłam do maszyny i uszyłam 4 poszewki. Po takim długim okresie nicnierobienia zawsze mam obawy, czy jeszcze pamiętam, jak się szyje, ale to jak jazda na rowerze, raz wyuczona umiejętność pozostaje w nas na długie lata. Kiedy zaczyna się jesienny sezon robótkowy muszę zrobić przegląd szaf i komód. Odnajduję sporo przedmiotów i materiałów zbędnych, zachowanych z myślą "przyda się kiedyś," a skoro już leżą jakiś czas, to wiadomo, że albo muszę znaleźć im zastosowanie, albo wyrzucić.  Tym razem w ręce mi wpadły dżinsowe spodnie, tudzież inne kawałki dżinsu i zrobiłam z nimi porządek. Przez moment przemknęło mi po głowie, że kieszonki może by  odpruć i je "jakoś " wykorzystać. Na szczęście w porę sobie uświadomiłam, że  pewne słowa typu "jakoś " "później" i "kiedyś" staram się wyekspediować z myśli całkowicie, błąkają się potem po mózgu przyczepione do końcówek  synapsów i od czasu do czasu się przypominają, ale staram się je zwalczyć. Nie wiem, może też macie takie słówka, które Was denerwują, bo kojarzą się negatywnie.
Do rzeczy.
Może nie za dużo tego dżinsu, bo samodzielnie wydawał się smutny, podobnie jak tkanina toile de jouy. którą tapicerowałam krzesło. Musiałam, no musiałam dodać jakieś wstawki, hafy i koronki, od razu zrobiło się lżej. Nie miałam zamków do wszycia, więc zrobiłam zamknięcia na zakładkę.




Na koniec kilka zdjęć, które powinny były się znaleźć w poprzednim poście.  Pięknie przebarwiony klon palmowy Dream orange, który jesienią  zachwycił mnie bardziej niż odmiany purpurowe klonów palmowych.



Takie widoki mam w kuchni. Ciągle  się zachwycam...
Pozdrawiam Was cieplutko i dziękuję, że do mnie zaglądacie. :))

wtorek, 5 grudnia 2017

Wieniec dla leniwych

W moim rodzinnym domu nie było kalendarzy adwentowych ani wieńców z czterema świecami, najważniejszą i jedyną ozdobą była choinka.  Jedno było pewne, gdy zaczynał się Adwent zaczynał się post i to nie byle jaki. Na straży jego surowości stała moja ukochana Babcia Stefcia, dla której  modlitwa i poszczenie były  nieodłącznym elementem tego czasu oczekiwania. Wszyscy musieliśmy zaakceptować ten stan chcąc nie chcąc. Słodycze? mięsko? zapominaliśmy o takich frykasach na cztery tygodnie. Wiecie jak smakowały takie smakołyki w święta?  Sam zapach wyrobów wędliniarskich przyprawiał o zawrót głowy, wystana w kolejkach szynka smakowała jak najdroższy kawior, a ciasta były pieczone na święta,  można je było skubnąć po przyjściu z Pasterki, bez której nie mogło być Świąt Bożego Narodzenia. Co powiedziałaby moja Babcia na tę rozpustę adwentową, która zapanowała wokół wolę nie myśleć.
Może dlatego dzisiaj, gdy takie  niedogodności dawnego Adwentu zniknęły, z taką radością stroję dom, robię bombki i wieńce i naprawdę  oczekiwanie i przygotowania do  Świąt sprawiają mi moc radości. 
Każdego roku pokazuję kilka wieńców, w tym roku  był już  leśny, a dzisiaj wełniany.  Ciekawa jestem, czy spodoba Wam się moja dzisiejsza propozycja, trochę przekorna, ale bardzo prosta.
Pomysł powstał, gdy wyciągnęłam z pudła uszyte kiedyś poszewki  ze starych swetrów. 
Widać dokładnie z czego skleciłam ten wianek, do poszewki włożyłam słomiany wianek, w środek ustawić można talerz, by świeczki nie były za nisko i obłożyć szyszkami, kuleczkami i liśćmi. Przy okazji ubrałam w skarpetki świece, bardzo się skomponowały w całość.

niedziela, 12 listopada 2017

Ze starego atlasu

Mój stary atlas jeszcze z liceum, zapomniany, smutny leżał, czekał, aż ktoś go weźmie do ręki, przejrzy, a tu nic. Obok niego leżą młodsze atlasy, z nowymi podziałami państw, które pod wpływem dziejowych zmian po 1989 roku rozpadły się, nie przetrwały przymusowych działań polityków.  Na nowych mapach  nie ma Czechosłowacji, nie ma Jugosławii, zniknął Związek Radziecki, powstały ze sztucznych zbiorów wcale niemałych  narodowości. Powstały zjednoczone Niemcy, a mój atlas stał się tak nieaktualny, że nie żal mi było częściowo go pociachać.  Zauważyłam, że  góry i morza są wartością constans, chociaż nie wiem, czy Arktyka nie zmniejszyła swojej powierzchni?
Co ma atlas do robótek ręcznych? Otóż jeszcze w starym domu powstały poszewki, do których  dopiero niedawno dotarłam, tzn. odnalazłam w pudłach. Brakowało mi pomysłu, jak zaprezentować podusie, żeby nie były takie samotne. Kiedy  spojrzałam na stary atlas, zabrałam się za wycinanie  mapek, najpierw powstał wianek, który trochę przypomina mi kwiat dalii i nie wiem dlaczego przeważają w nim inne kolory niż na poszewkach. Potem okleiłam  mapkami  świeczki, z rozpędu okleiłam też stare literki do stawiania książek i jeszcze dwie zakładki, a właściwie zakładeczki. Od razu widać, że przyszła jesień i mam trochę więcej wolnego. Wszystko powstawało z myślą o aspekcie dydaktycznym, poszewki nie tylko przedstawiają mapy, będzie można je poczytać po angielsku, to wartość dodana projektu. Cały komplet na pewno rozbudzi ciekawość i  skojarzenia z podróżami.
 
Po raz pierwszy w poszewkach wstawiałam białe wypustki po bokach, nie było to łatwe , ale było warto.

Kochani, nadeszła jesień, czas rozpocząć przygotowania do Świąt, zapraszam więc na kolejne posty. Moc serdeczności Wam przesyłam.:))
P.S.
Piękna ruina, o której pisałam w poprzednim poście, a która Wam się bardzo  spodobała,  w tej chwili jest własnością prywatną.  "W 2010 roku ruina spichlerza została sprzedana przez miasto Nowy Dwór Mazowiecki lokalnemu deweloperowi, który ma plany odbudowania rozebranego zachodniego skrzydła w formie nowoczesnej i stworzenia w nim pięciogwiazdkowego hotelu z centrum konferencyjnym i przystanią."

czwartek, 20 października 2016

Kolory na niepogodę.


Cześć, kochani.
Serdecznie witam również nowe obserwatorki.
Czy przy takiej pogodzie nie brakuje Wam trochę mocnych kolorów?
Na większości blogów panują minimalistyczne klimaty, skandynawska oszczędność, a u mnie kolorystyka rozbuchana i bogactwo form, ale od razu jest mi weselej, gdy na te kolory spojrzę i buzia mi się do nich uśmiecha, mimo szarości i deszczu za oknem. Przecież trzeba się jakoś ratować przed pochmurnością!
Nad poszewkami pracuję od dawna, najbardziej pracuję nad wszywaniem zamków,  powstały już  poszewki  pikowane i  ze starych swetrów /klik/, a dzisiaj trochę folku. Prawie wszystkie uszyłam  z gotowych bogato haftowanych serwet kupionych przypadkowo w różnych miejscach  z myślą, że kiedyś je zagospodaruję. Wiadomo, wszystko ma swój czas i poszewki też się w końcu doczekały. 
Zapraszam:






Już Wam pisałam, że pokochałam falbanki i  chyba trochę przesadziłam. Tę poszewkę u góry nazwałam "żabotem"
A ta  zafalbankowana  poszewka u dołu to już chyba totalne moje zakręcenie, powstała  z kilku resztek po poprzednich poduszkach,  które powędrowały do dzieci.  Oczywiście ciągle powstają białe ubranka na kolejne krzesła.




Mam nadzieję, że ta zapodana przeze mnie feeria barw trochę weselej Was nastroiła.
Bardzo Wam dziękuję za każdą  wizytę i komentarz. :))
Serdecznie pozdrawiam wszystkich zaglądających do Bibeloteki.:))

środa, 31 sierpnia 2016

Hortensje i poduszki...

Cześć.
Na starsze lata opanował mnie pracoholizm,  nie  zawsze tak miałam, bo młodość miałam chmurną i burną, a nawet powiedziałabym durną. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że chwile spędzone przy maszynie, albo z pędzlem w ręku, a jeszcze lepiej ze szpadlem w ogrodzie będą mi sprawiały tyle radości, popukałabym się w głowę. Każdy wiek ma swoje prawa, na szczęście osiągnęłam taki stan, że nic nie muszę, tylko sama chcę. Myślałam, że będę bardzo dużo czytać, czytam, ale nic mnie nie zachwyca tak, jak kiedyś miało to miejsce. Budzę się rano i nie wiem,  co schwycić, czy szycie, czy malowanie, czy pędzić do ogródka? Czasami wszystko się układa i szybko widać efekty, a czasami z tego niezdecydowania  chwytam aparat i pstrykam zdjęcia. A to hortensjom zrobię sesję, a to poganiam światło pełzające po domu, a to w ogrodzie znowu coś znajdę do utrwalenia, aż w końcu jakiś pomysł we mnie dojrzewa i wiem, co mam zrobić. W ostatnim tygodniu opanowały mnie poduszki w stylu trochę vintage, trochę romantycznym z falbankami.









Moja najprostsza metoda na szybki deserek: na pokrojone ciasto francuskie kładę owoce w kawałkach, tu akurat pokrojone śliwki,  posypuję cynamonem i odrobiną cukru, razem z papierem wsuwam do piekarnika (170st.) i w ciągu 20-25 minut gotowe, bardzo lubię takie proste rozwiązania.
Kochani, z  nadzieją, że lato jeszcze się nie kończy serdeczności Wam zostawiam i  życzę przyjemnych dni.:))


środa, 13 kwietnia 2016

Zapoduszkowana ... z magnoliami w tle.

Witam Was serdecznie i wiosennie, witam też  cieplutko nowych obserwatorów. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Cieszę się bardzo, że wszyscy szczerze pisali  o swoim stosunku do rezydencji w Wiśle.   Większość komentujących nie przepada za stylem art-deco, ale konsekwencja wystroju wnętrz w  Zameczku wywołała  jednak pozytywne oceny.  Dodam tylko, że jest to  prawdziwa perełka z początku XX wieku, nie znajdziemy podobnej w całym kraju i absolutnie warto to miejsce zwiedzić.



//Pinterest widget