W tym roku jesieni u mnie nie było, bo i mnie w domu nie było. Wyjechałam na pełne trzy tygodnie, aby nabrać sił do dalszego życia w zdrowiu. Bardzo ciekawie spędziłam ten czas, a kiedy wróciłam, był już grudzień. Listopad nie należy do moich ulubionych miesięcy i nawet moje imieniny nie potrafią mnie zmusić do polubienia go, więc tegoroczny wyjazd był mi bardzo na rękę, a co zobaczyłam to pokażę dopiero po świętach. Kiedy wyjeżdżałam, ogród przedstawiał się imponująco, szalały kolory, czerwienią iskrzyły się trzmieliny oskrzydlone, ogromna pęcherznica, klon Red Sunset i oczywiście klony palmowe.