Witam Was jesiennie i wracam w Bieszczady, którymi przed laty zaraził mnie mój M. Zdjęcia są robione dobrym aparatem i mogą się otwierać długo, ale warto poczekać. Wspominałam w poprzednim poście, że bardzo dużo już widzieliśmy w tych górach, ale ja po którymś wejściu na Rawki nie dałam rady zejść ze stoku o nachyleniu 45 stopni i odchorowałam wszystkimi kończynami to zejście. Od tamtej pory chodzę i owszem, ale tylko po nizinach. Teraz zrobiłam mały wypad na Połoninę Wetlińską, powolutku, pomalutku, chociaż trasa jest bardzo łatwa, ba, krążą legendy o
paniach, które wysiadały z autokarów na Przełęczy Wyżnej
i wędrowały w pantofelkach do schroniska Chatka Puchatka.
Najpierw droga prowadzi przez las.
Widok na Hnatowe Berdo i niedostępny Roh po prawej stronie
połoniny zszarpane wiatrem, pożółkłe od słońca, jeszcze pachnące latem.
A z Wetlińskiej przy Chatce piękny widok na Połoninę Caryńską i jeszcze dalej na Tarnicę, a czasami nawet Halicz i najwyższy szczyt Pikuj po ukraińskiej stronie.
Miałyśmy okazję podejrzeć ekipę filmową przy pracy nad reportażem o twórcy schroniska Chatka Puchatka, która od 1967 r. działa jako całoroczny obiekt z obsługą. Przez większą część
tego czasu (z przerwami do dzisiaj) prowadzi je jeden z najbardziej
znanych bieszczadzkich pionierów, Lutek Pińczuk. Ponoć to o nim mówi modna
kiedyś piosenka o "szałasie na połoninie" i koniu, co
"polubił siana woń".
A tymczasem...
raz nawet pod namiotem
jedli potrawy przygotowane na ognisku, dźwigali na plecach plecaki z całym wyposażeniem,
czasami wypoczywali wśród traw,
dzielili się wrażeniami
podziwiali piękno przyrody, tu poniżej tamę wykonaną przez bobry, pokonywali kilometry tras, boso przechodzili przez strumieniei mieli ogromną przyjemność wędrowania i śpiewania z częścią legendarnego zespołu "Zgórmysyny", którego liderem jest kultowy artysta Jarmuż.
A część damska wyprawy spędzała czas też bardzo kulturalnie. Zatrzymałyśmy się w Cisnej w pensjonacie Oberża pod kudłatym aniołem. To miejsce, które muszę Wam przedstawić, bo
oferuje świetne posiłki, naleśniki tak smaczne, jak w Chacie Wędrowca, a fuczki (placki
z kiszoną kapustą) i pierogi to po prostu bajka. Sam właściciel p. Barnaba jest przemiłym gospodarzem i kreatywnym organizatorem. Właśnie w Oberży odbył się koncert Roberta Kasprzyckiego. Wystarczy gdy przypomnę Wam piosenkę Niebo do wynajęcia lub Trzymaj się wiatru, kochana, a wiadomo, o kogo chodzi. Bardzo zdolny twórca, wykonawca, wirtuoz gitary i fantastyczny showman. Skłonił brać bieszczadzką do zadumy, a potem do wybuchów nieprzerwanego śmiechu. Polecam z całego serca. Na gitarze basowej towarzyszył Krzysztof Wyrwa.
Śmieję się, że kultura sama mnie szuka, wręcz wpycha się oknami i drzwiami i w Bieszczadach też mnie znalazła.
Tym miłym akcentem zakończę ten długi post z ostatnich dni września. Została mi jeszcze do opisania zaskakująca słowacka strona.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, zapraszam do odwiedzania mnie i do następnego razu.