Nie mam konta na FB i nie prowadzę żadnej sprzedaży.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bieszczady. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bieszczady. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 5 października 2014

Gór mi mało...

Witam Was jesiennie i wracam w Bieszczady, którymi przed laty zaraził mnie mój M. Zdjęcia są robione dobrym aparatem i mogą się otwierać długo, ale warto poczekać. Wspominałam w poprzednim poście, że bardzo dużo już widzieliśmy w tych górach, ale ja po którymś wejściu na Rawki nie dałam rady zejść ze stoku o nachyleniu 45 stopni i odchorowałam wszystkimi kończynami to zejście.  Od tamtej pory chodzę i owszem, ale  tylko po nizinach. Teraz zrobiłam mały wypad na Połoninę Wetlińską, powolutku, pomalutku, chociaż  trasa jest bardzo łatwa, ba, krążą legendy o paniach, które wysiadały z autokarów na Przełęczy Wyżnej i wędrowały w pantofelkach do schroniska Chatka Puchatka.

Najpierw droga prowadzi przez las.
 Na szczęście koniec września sprzyja cichym wejściom właśnie  takich  jak ja wędrowców poszukujących ciszy , spokoju i kontaktu z przyrodą. Tu po ponad pół godziny już wychodzimy na otwartą przestrzeń połonin, zaczyna hulać wiatr, a my powolutku, pomalutku...

Widok na Hnatowe Berdo i niedostępny Roh po prawej stronie
połoniny zszarpane wiatrem, pożółkłe od słońca, jeszcze  pachnące latem.
 A z Wetlińskiej przy Chatce piękny widok na Połoninę Caryńską i jeszcze dalej na Tarnicę, a czasami nawet Halicz  i najwyższy szczyt Pikuj po ukraińskiej stronie.

Miałyśmy okazję podejrzeć ekipę filmową przy pracy nad reportażem o twórcy schroniska Chatka Puchatka, która od 1967 r. działa jako całoroczny obiekt z obsługą. Przez większą część tego czasu (z przerwami do dzisiaj) prowadzi je jeden z najbardziej znanych bieszczadzkich pionierów, Lutek Pińczuk. Ponoć to o nim mówi modna kiedyś piosenka o "szałasie na połoninie" i koniu, co "polubił siana woń".


A tymczasem...
 Mój M. nawet w Alpach tęsknił do krainy Biesów i Czadów, a  w tym roku spełnił swoje marzenie, wybrał się na trzydniowy studencki rajd, organizowany przez  SKPB (reprezentował  gdyńską WSM i wiek nie miał tu żadnego znaczenia) Uczestnicy rajdu nocowali  w schroniskach, czasami bez światła,

raz nawet pod namiotem
 
 
jedli potrawy   przygotowane na ognisku, dźwigali na plecach plecaki z całym wyposażeniem,
czasami wypoczywali wśród traw,
dzielili się wrażeniami 
podziwiali piękno przyrody, tu poniżej tamę wykonaną przez bobry, pokonywali kilometry tras, boso przechodzili przez strumienie

i mieli ogromną przyjemność wędrowania i śpiewania z częścią legendarnego zespołu "Zgórmysyny", którego liderem jest kultowy artysta Jarmuż.


A część damska wyprawy spędzała czas też bardzo kulturalnie. Zatrzymałyśmy się w Cisnej w pensjonacie Oberża pod kudłatym aniołem. To miejsce, które muszę Wam przedstawić, bo oferuje świetne posiłki, naleśniki tak smaczne, jak w Chacie Wędrowca, a fuczki (placki z kiszoną kapustą) i pierogi to po prostu bajka. Sam właściciel p. Barnaba jest przemiłym gospodarzem i kreatywnym organizatorem.   Właśnie w Oberży odbył się koncert Roberta Kasprzyckiego. Wystarczy gdy przypomnę Wam piosenkę  Niebo do wynajęcia lub Trzymaj się wiatru, kochana, a wiadomo, o kogo chodzi. Bardzo zdolny twórca, wykonawca,  wirtuoz gitary i fantastyczny showman.  Skłonił brać bieszczadzką do zadumy, a potem do wybuchów nieprzerwanego śmiechu. Polecam z całego serca. Na gitarze basowej towarzyszył  Krzysztof Wyrwa.
 Śmieję się, że kultura sama mnie szuka, wręcz wpycha się oknami i drzwiami i w Bieszczadach też mnie znalazła.


 Tym miłym akcentem zakończę ten długi post z ostatnich dni września. Została mi jeszcze do opisania zaskakująca słowacka strona.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, zapraszam do odwiedzania mnie i do następnego razu.

wtorek, 30 września 2014

Bieszczady nieoczywiste

Witam Was po kolejnej porcji podróży, między  kolejnymi turami  prania, jutro nowy rok akademicki, więc latorośl trzeba wyprawić w świat.
W Bieszczady przyjeżdżamy od lat kilkunastu. Ta południowo-wschodnia część kraju to ogromne zauroczenie mojego M, rok bez tych gór, to rok stracony.  Przeczytał wszystko co się da o  tragicznej historii tej części Polski, o bieszczadzkich zakapiorach i o nieszczęsnej  akcji Wisła, przeszedł wiele tras,  a nawet przejechał  rajd konny. Chodziliśmy po połoninach wiele razy, oglądaliśmy ukryte w zaroślach  ślady po tętniących niegdyś życiem wsiach łemkowskich, przystawaliśmy w zadumie przy zapomnianych cmentarzach, odkrywaliśmy miejsca,  o których wydawałoby się cały  świat zapomniał. Teraz też odwiedziliśmy takie miejsca.
Do tej pory nie lubiłam jeździć po bieszczadzkich serpentynach, ale dla tej bazy wypadowej warto było pokonać trochę strachu i kilometrów. Mam na myśli ośrodek  Wisan w Bystrem, za Baligrodem, ale przed pomnikiem gen. Świerczewskiego Jest tu hotel i  domki  z kominkiem, basen odkryty i naprawdę  świetnie karmią. Polecam to zakwaterowanie z pełnym przekonaniem, my mogliśmy tu zostać tylko 3 dni. Potem przeniosłyśmy się do Cisnej, a panowie udali się na trzydniowy rajd studencki, ale o tym wkrótce.



Blisko ośrodka znajduje się góra Chryszczata, z którą emocjonalnie jest związany  tata mojego M, więc  dla naszej rodziny jest to miejsce szczególne i godne zdobycia, a do tej pory nie było na to czasu.  Moi chłopcy weszli na nią w okropnie ulewny poniedziałek, ale część drogi przebyliśmy razem, minęliśmy ujęcie wody bardzo zmineralizowanej i smacznej, gołoborze, chatkę studencką i schowaną w głębi lasu kapliczkę Synarewo, do której w pielgrzymkach przybywali niegdyś mieszkańcy Słowacji i Węgier. Bezpośrednio spod kapliczki wypływa źródełko uchodzące za cudowne, pomocne zwłaszcza przy leczeniu chorób oczu. Jak głosi jedna z legend, kapliczkę wybudowano w tym miejscu na pamiątkę ukazania się Matki Boskiej jednemu z mieszkańców Rabego, który uleczony został ze ślepoty, dzięki przemywaniu oczu w wodzie ze źródła. Matka Boska wita pielgrzymów ustrojona w kolorowe bukiety, można  też wpisać się do księgi próśb i podziękowań. Miejsce bardzo spokojne i magiczne.



 Moje polowanie na drzwi i piękno drewna może się odbywać wszędzie, a te są wejściem do chatki. Poniżej też wejście, ale do zakładu przerobu kamienia.


 Nie może  w Bieszczadach zabraknąć ptaszków,  roślinek i potoków. Zawiedzeni jednak  byli wszyscy, którzy czekali na feerię barw jesiennych, mimo jesieni nie znaleźliśmy akcentów czerwieni, wszystko jeszcze się zieleni i żółci. Ale ogólnie było bardzo chłodno, zwłaszcza poranki bywały rześkie.

Bardzo dziwnie wyglądały liście, które opadały na drzewa iglaste i zawisały na nich wahając się, jaką decyzję podjąć, spaść, czy powisieć jeszcze.

 Na koniec, co Wam to przypomina? Liściodźwiedź?  Misioliść? A może to tylko moja bujna wyobraźnia?
 Kochani, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, ale tak chciałabym pokazać te mniej znane Bieszczady,  po prostu Bieszczady nieoczywiste. Ciąg dalszy nastąpi.
Do następnego  razu,  za każde odwiedziny i miłe słowo dziękuję. Pozdrawiam Was serdecznie.


//Pinterest widget