Witam Was po kolejnej porcji podróży, między kolejnymi turami prania, jutro nowy rok akademicki, więc latorośl trzeba wyprawić w świat.
W Bieszczady przyjeżdżamy od lat kilkunastu. Ta południowo-wschodnia część kraju to ogromne zauroczenie mojego M, rok
bez
tych gór, to rok stracony. Przeczytał wszystko co się da o tragicznej
historii tej części Polski, o bieszczadzkich zakapiorach i o
nieszczęsnej akcji Wisła,
przeszedł wiele tras, a nawet przejechał rajd konny. Chodziliśmy po połoninach wiele razy, oglądaliśmy ukryte w zaroślach ślady po tętniących niegdyś życiem wsiach łemkowskich, przystawaliśmy w zadumie przy zapomnianych cmentarzach, odkrywaliśmy miejsca, o których wydawałoby się cały świat zapomniał. Teraz też odwiedziliśmy takie miejsca.
Do tej pory nie lubiłam jeździć po bieszczadzkich serpentynach, ale dla tej bazy
wypadowej warto było pokonać trochę strachu i kilometrów. Mam na myśli ośrodek
Wisan w Bystrem, za Baligrodem, ale przed pomnikiem gen. Świerczewskiego Jest tu hotel i domki z kominkiem, basen odkryty i naprawdę
świetnie karmią. Polecam to zakwaterowanie z pełnym przekonaniem, my mogliśmy tu zostać tylko 3 dni. Potem przeniosłyśmy się do Cisnej, a panowie udali się na trzydniowy rajd studencki, ale o tym wkrótce.
Blisko ośrodka znajduje się góra Chryszczata, z którą emocjonalnie jest związany tata mojego M, więc dla naszej rodziny jest to miejsce szczególne i godne zdobycia, a do tej pory nie było na to czasu. Moi chłopcy weszli na nią w okropnie ulewny poniedziałek, ale część drogi przebyliśmy razem, minęliśmy ujęcie wody bardzo zmineralizowanej i smacznej, gołoborze, chatkę studencką i schowaną w głębi lasu kapliczkę Synarewo, do której w pielgrzymkach przybywali niegdyś mieszkańcy Słowacji i Węgier. Bezpośrednio spod kapliczki wypływa źródełko uchodzące za cudowne, pomocne zwłaszcza przy leczeniu
chorób oczu. Jak głosi jedna z legend, kapliczkę wybudowano w tym miejscu na pamiątkę
ukazania się Matki Boskiej jednemu z mieszkańców Rabego, który uleczony został ze ślepoty, dzięki przemywaniu oczu w wodzie ze źródła. Matka Boska wita pielgrzymów ustrojona w kolorowe bukiety, można też wpisać się do księgi próśb i podziękowań. Miejsce bardzo spokojne i magiczne.
Moje polowanie na drzwi i piękno drewna może się odbywać wszędzie, a te są wejściem do chatki. Poniżej też wejście, ale do zakładu przerobu kamienia.
Nie może w Bieszczadach zabraknąć ptaszków, roślinek i potoków. Zawiedzeni jednak byli wszyscy, którzy czekali na feerię barw jesiennych, mimo jesieni nie znaleźliśmy akcentów czerwieni, wszystko jeszcze się zieleni i żółci. Ale ogólnie było bardzo chłodno, zwłaszcza poranki bywały rześkie.
Bardzo dziwnie wyglądały liście, które opadały na drzewa iglaste i zawisały na nich wahając się, jaką decyzję podjąć, spaść, czy powisieć jeszcze.
Na koniec, co Wam to przypomina? Liściodźwiedź? Misioliść? A może to tylko moja bujna wyobraźnia?
Kochani, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, ale tak chciałabym pokazać te mniej znane Bieszczady, po prostu Bieszczady nieoczywiste. Ciąg dalszy nastąpi.
Do następnego razu, za każde odwiedziny i miłe słowo dziękuję. Pozdrawiam Was serdecznie.
Pozdrowienia dla miłośniczki gór od miłośniczki gór.
OdpowiedzUsuńTak czułam, ze nie tylko porcelaną się interesujemy. Niestety z chodzeniem w pionie u mnie coraz gorzej. Pozdrawiam Cię serdecznie.
UsuńŚwietna relacja ze wspaniałej wyprawy.Nie bywam w górach więc takie opisy przybliżają mi je. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPs. zdjęcia już są :-).
Tag sliczny, a ja jeszcże mam kilka opisów. Zapraszam i pozdrawiam Cię gorąco.
OdpowiedzUsuń