Witam Was serdecznie. Kolejny tydzień minął mi prawie w samochodzie, przymierzam się do postu o kulturalnych Bieszczadach, ale wymaga to i czasu i skupienia, a tego właśnie mi teraz bardzo brakuje. Tymczasem na szybko chwalę się umytymi oknami, aż szkoda je zasłaniać, niestety dość nisko mam okna, a nie urodziłam się w Skandynawii, żeby wystawiać życie prywatne na pokaz, paradoks, bo prowadzę bloga, więc w jakiś sposób jednak wystawiam się na pokaz. Sama pamiętam, jak chętnie w młodości zaglądałam w cudze okna i marzyłam o własnym domu, a uwierzcie musiałam długo czekać na tę własność. W którymś z poprzednich postów pisałam, że znudziły mnie już trochę bibeloty, które do tej pory ozdabiały sekretarzyk i ostatecznie wywędrowały na parapet.
Kolejne porcje postarzanych świeczników, możliwe, że już je pokazywałam i bardzo ozdobne lustro z kinkietem.
Tymczasem pokazuję ciąg dalszy sekretery i ostatni wianek w kobaltowych
barwach. Naprawdę nigdy nie lubiłam sztucznych kwiatów, i chyba nadal za
nimi nie przepadam, ale kiedy chcę ozdobić wianek, muszę z nich
skorzystać, bo są bardzo trwałe, gatunkowo
znacznie się polepszyły i chyba najważniejszy atut stać mnie na nie, argument bardzo ważny.
Serdeczne pozdrowienia przesyłam, zapraszam i dziękuję za każde odwiedziny.
Co za mebel ,WSPANIAŁY ! No i te cudeńka na parapecie też mnie urzekły :)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu !
Bibeloty pochodzą z czasów, gdy nie znałam Twojego bloga i jeszcze nie wiedziałam, co lubię. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam.
UsuńAleż cudna jest ta sekretera...
OdpowiedzUsuńPodobają mi się postarzane świeczniki.
Pozdrawiam:)