Nie mam konta na FB i nie prowadzę żadnej sprzedaży.

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Dom, ale czyj?

Nie napiszę Wam, gdzie znajduje się ten dom, ani kto w nim mieszkał. Pomysł na taką zabawę zrodził się, gdy przekroczyłam  próg dworu i uświadomiłam sobie, że spodziewałam się w nim innego wystroju. Tymczasem to co zobaczyłam,  nie było, jak powiedzieliby młodsi, kompatybilne z moimi wyobrażeniami. Ciekawa jestem, czy zgadniecie, kogo odwiedziłam?

Chociaż... ten dom ma piękną atmosferę, skrzypiące podłogi, zapach drewna. Przez chwilę w holu panuje półmrok i nagle wyobrażam sobie, że słyszę odgłos otwierających się drzwi, wchodzą Właściciele ze swoimi gośćmi, jest harmider i gwar.  Towarzystwo zmierza do salonu -bawialni, zasiadają przy stole na pięknie rzeźbionych krzesłach i  wszyscy dostają coś dobrego do picia.
Któryś z gości siada przy fortepianie i już rozlegają się dźwięki  muzyki, za chwilę do grającego podchodzi znana solistka, jeszcze poprawia etolę na plecach,  przewraca kartki śpiewnika  i za chwilę jej śpiew rozlega się w cały domu.
 


Ktoś kto jest tu pierwszy raz zwróci uwagę na piękne bogate meble gdańskie, sekreterę z XVIII w. i obrazy znakomitych artystów.   Po pełnym wrażeń dniu zapragnie chwili wytchnienia i wymknie się do salonu- biblioteki. Zmęczenie nie pozwoli mu dostrzec dziwnych mebli aptecznych, czy duńskich ludowych, ba, po obu stronach okna zawieszono dwa neobarokowe trema.  Dopiero gdy Gość zasiądzie na sofie, dostrzeże ogromne ilości książek, kierowany ciekawością sięgnie po pięknie oprawione pierwsze wydanie "Pana Tadeusza"
W rogu pokoju stoi fortepian, przy którym grywał Karol Szymanowski, a i sam Gospodarz, który  ukończył kijowskie Konserwatorium. Nasz Gość nie wie jeszcze, że w czasie okupacji  w tym domu znajdą schronienie znakomici goście, a rozlegać się tu będzie muzyka spod palców Jana Ekiera, Andrzeja Panufnika i Witolda Lutosławskiego.
 

 Hałas dobiegający z jadalni nie pozwoli mu na spokojne czytanie, za chwilę do biblioteki wejdą inni goście, a nasz znajomy potrzebuje odpoczynku, rusza więc po pięknych schodach na piętro.
 

Na piętro prowadzą szerokie drewniane schody,  nasz Gość stara się poruszać cicho, bo schody bardzo trzeszczą, ale z salonu dobiegają odgłosy świetnej zabawy,  salwy śmiechu dowodzą, że zgromadzone towarzystwo bawi się doskonale. Spore zdziwienie budzi w gościu widok wiszących na ścianach trofeów myśliwskich, łopaty łosia, szable dzików?  Przygląda  im się zaskoczony.  W takim domu nie spodziewał się  ich  zobaczyć? Widoku martwych zwierząt nikt by się tu nie spodziewał. Gospodarz domu deklarował się jako przeciwnik polowań. Lepiej przymknąć oczy. Na szczęście dalej widać rysunki, grafiki i karykatury znanych osobistości.

Z podestu schodów nasz Gość widzi po prawej pracownię Gospodarza. Przez uchylone drzwi dostrzega ogromne biurko, a na nim bibeloty i pamiątki z podróży, które  Gospodarze bardzo lubią. Dużo też czytają  i kochają książki, chociaż Właściciel żartuje, że gdyby miał przeczytać   22 tysiące książek zabrakłoby mu życia.
 
Gość uświadamia sobie, że obraz na ścianie to " Śmierć Barbary Radziwiłłówny", bardzo cenny, trzeba się jak najszybciej z tego pokoju wycofać. To jest dobra decyzja, a w lekkim półmroku trafia do kolejnego ogromnego pokoju z ogromnym balkonem.

To sypialnia Gospodarzy, dwa łoża, toaletka i biurko Pani domu. Jest też komplet do siedzenia, to tutaj przyjmowani są domownicy i goście Małżonki.  Nasz zagubiony Gość czuje się bardzo nieswojo naruszeniem prywatności, ale znużony zmęczeniem nie przestaje snuć się po piętrze domu w poszukiwaniu  miejsca do odpoczynku.



Zdesperowany dociera wreszcie do pokoju, który mógłby mu posłużyć do wyczekiwanego snu, ale ten pokój jest zamieszkany, może przez siostry Gospodarza? W poszukiwaniu czegoś do przykrycia się zagląda do szafy, znajduje jakiś  kocyk, a wśród ubrań dostrzega amarantowy sweterek, w który była ubrana żona Pana domu, kiedy w warszawskim parku Agrykola wyznali sobie miłość. Gość słyszał różne dziwne bulwersujące historie o Gospodarzu, ale widział, jak bardzo się kochali i wzajemnie wspierali Małżonkowie, a Żona zawsze była opoką Małżonka, bez względu na okoliczności.
Bardzo nieswoje uczucie, że jest  przez kogoś obserwowany sprawia, że podnosi wzrok i napotyka spojrzenia dwóch córek Gospodarzy: Marii i Teresy. Na szczęście to tylko portret, ale Gość szybko umyka.


Gdy słyszy trzask zamykających się  drzwiczek automobili i głośne pożegnania jest już za późno, żeby dotrzeć do odjeżdżających. Schodzi do salonu i przez okna dostrzega piękną dużą werandę. Kładzie się na ławie, pod głowę podkłada rękę i opatula się kocykiem. Już po chwili dociera do niego cudowny zapach kaliny, wonnej towarzyszki zagubionych wścibskich  gości.



Kochani, nie przewiduję nagrody, ale mam nadzieję , że doczekam się Waszych odpowiedzi  w komentarzach, gdzie i kogo odwiedziłam. Pisząc tego posta wczoraj bawiłam się świetnie, ale dzisiaj musiałam go napisać na nowo, co już nie było tak zabawne. Jedno kliknięcie za dużo i post zniknął, tak to jest, gdy się chce doprowadzić do ideału, wycyzylować każde słówko.
Kochani, życzę Wam  opadów deszczu, chociaż bardzo lubię ciepełko i mam uczulenie na zimno, tym razem przeraża mnie przedwczesne  kwitnienie  roślin i brak wody.
:)))

środa, 13 czerwca 2018

Trochę picu

nie zaszkodzi. Nie mam tu bynajmniej na uwadze kadzenia, czyli prawienia miłych słówek niekoniecznie prawdziwych. Moje picowanie polega na łączeniu  gotowych mebli  już przeze mnie postarzonych z wypatrzonymi podczas bazarowych wypraw dodatkami.  Te dodatki to wszelkiego rodzaju nadstawki, korony duże i małe, które nie wyglądały  za dobrze samodzielnie, natomiast jako ozdoby sprawdzają się świetnie i trochę  podpicowują stare mebelki. Ale może to tylko mi się tak wydaje, ważne, że bardzo je lubię i kiedy trafiam na jakiś bazar to chętnie przygarniam takie korony.
W łazience taka nadstawka ozdobiła  stary narożny mebel, któremu  dodałam piękne szklane gałki.  Wieszak obok to stary wieszak, od którego odpadł uchwyt do wieszania, wystarczyły trzy haczyki, dwa ozdobniki  i mam oryginalny wieszaczek na ręczniki.



 

Nadstawka od kredensu też została podpicowana koroną i znalazła miejsce w mojej pracowni. Mam wrażenie, że się postarzała w nowym domu, ale to chyba przez brak światła.



Na koniec tych picowanek zostawiłam przedpokój z wymarzonymi  drzwiami,  na które czekaliśmy aż 13 tygodni, wyobrażacie to sobie? Nad wyjściem do wiatrołapu zawisła kiedyś brązowa półka z poprzedniego domu, przemalowana na biało i teraz też praktycznie pełni funkcję korony. 



Ogród pochłonął mnie tak totalnie, że rzadko siadam do komputera, a przecież muszę się z Wami podzielić nowymi pomysłami.
Serdeczności moc Wam przesyłam.:))

środa, 6 czerwca 2018

Gdyby głupota umiała latać,

to fruwałabym nad puszczą jak gołębica. Tak mniej więcej powiedziałby dr  Sztrosmajer z serialu „Szpital na peryferiach”  Co mnie skłoniło do przywołania tego powiedzenia ? Ano właśnie głupota. Pamiętacie, kiedy pisałam o żółtych kuleczkach w ziemi z kupowanymi roślinkami?  Kupowane rośliny płukałam  z żółtych kuleczek, wsadzałam w nową ziemię, a ziemię z kuleczkami obserwowałam. Czekałam i czekałam, kiedy wyklują się larwy i pędraki opuchlaków... Więc znowu czekałam, wylęgło się kilka pędraków, które zniszczyłam,  codziennie zaglądałam do wiader z ziemią, nowych wylęgaczy nie było, z żółtych kuleczek nic się nie wylęgło, pora przyznać się do błędu.  Jaja opuchlaków są  mniejsze i często zdarzają się wśród kulek nawozu albo jaj dżdżownic. Łupem mojego kręćka padło kilka roślinek, hektolitry wody, mnóstwo ziemi  i moje przekonanie, że to takie proste. Przyroda ma przede mną mnóstwo tajemnic, stworzonka, które widzę podczas pracy w ogrodzie budzą ciągle moje obawy i nie mam pojęcia, czy to moi pomocnicy, czy moi rywale. Walczę z opuchlakami nadal, zbieram je po zmroku i unicestwiam. Moim szczęściem jest to, że z natury ciekawa jestem, spostrzegłam pierwszego stwora zanim poczynił spustoszenie w ogrodzie,   od razu sprawdziłam jaki to groźny gość!!! Jednak większym wrogiem roślin od opuchlaka okazałam się  ja sama, bo przez własną nadgorliwość kilka bezpowrotnie zmarnowałam.
Wszystkich, których wprowadziłam w błąd, powodując zamieszanie  BARDZO PRZEPRASZAM. Mam nadzieję, że sprawdzacie korzenie roślin, bo jednak mogą się tam kryć niespodzianki, zwłaszcza wśród żółtych kuleczek (jaja opuchlaka są mniejsze o połowę, ale białe pędraki widać gołym okiem!)
 Kwiatki dla Was z przeprosinami.

Czas przejść do przyjemniejszych spraw, czyli roślin, dla mnie są to rarytasy- spełnienie.
Dereń pagodowy Variegata, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, mimo, że jest wymagającym krzewem, kupiłam, bo na mnie po prostu czekał  i idealnie pasuje do moich ulubionych  klimatów. Białe obwódki liści zachwycają, a pagodowy układ gałązek ciągle wywołuje moje ochy i achy.


 Przed domem czeka na swoje miejsce wiąz Geisha o niesamowitych liściach, każdy  jest otoczony białą obwódką, jak fastrygą.

 Trawy dopiero niedawno zaczęłam dostrzegać, ale  japońskie  Hakonechloe od razu mnie podbiły, żółte i zielone, każdy rodzaj ma coś w sobie . Na razie podsadziłam nimi hortensję, wydają się takie malutkie, ale wiem, że warto czekać  na jesienne efekty.


Czy Wy też macie  wrażenie, że blogowe życie toczy się w ogrodach, a nie w internecie, mnie samej trudno było tutaj zaglądać, ale mam nadzieję,  że wkrótce się to zmieni. Buziaki przesyłam.:))

//Pinterest widget