Kochani, jeśli coś kiedyś napisałam na temat mojej choroby, wybaczcie, że się powtórzę. Nie przypuszczałam, że odważę się napisać tak intymny post jak dzisiejszy, ale relacje z Sejmu skłoniły mnie do głośnego odezwania się na temat niepełnosprawności.
Byłam bardzo chorowitym dzieckiem, ciągle miałam chore gardło, a kiedy miałam już dość łykania wielkich tabletek podawanych w śmietanie lub kwaśnym mleku wpadłam na "genialny" pomysł, żeby chować je do pudełeczka i ukrywać przed rodzicami. Prawdopodobnie nieleczona infekcje, zwykłe problemy z anginami przerodziły się w dziwną chorobę, po prostu unikałam chodzenia, z łobuziaka zmieniłam się w spokojne i kulejące dziecko. Trudno było zdiagnozować chorobę, chodzić już nie mogłam, było nawet podejrzenie polio, w końcu okazało się, że to zapaleniu stawu biodrowego, panewka była w połowie starta i każdy krok wiązał się z bólem.
Moi najbliżsi rozpaczali, szukali ratunku u lekarzy i klęczeli przy cudownych obrazach w kościołach i okolicznych miejscach świętych. A moją nogę początkowo zapakowano w gips od stopy po pas, pamiętam dobrze, że miałam dość unieruchomienia. Pamiętam, jak męczył mnie bezruch, jak straszliwie swędziła skóra pod gipsem. Nasz sąsiad był myśliwym, więc wiem na pewno, że powiedziałam:
- Idźcie po pana Krahla, niech przyjdzie z dubeltówką i mnie zastrzeli!
Po zdjęciu gipsu w dalszym ciągu noga była niesprawna, ale zaczęłam chodzić przy pomocy kul, tzn.prawa noga w chodzeniu nie uczestniczyła, była zgięta w kolanie i opierała się jakby na temblaku.
Potem był jeszcze aparat ortopedyczny i pojawiła się iskierka nadziei, że będę samodzielnie chodzić. W końcu stał się cud, zasługa modlitw Mamy, Babci, całej rodziny i oczywiście lekarzy.
Miałam mnóstwo szczęścia, z czasem zapomnieliśmy o chorobie. Wiem, że choruje cała rodzina, nie tylko dziecko, no i ten strach, kiedy serce podchodziło do gardła i ten ucisk ciagle się zwiekszal.
Biorąc pod uwagę mój wiek, był to zaledwie epizod w moim życiu, ale do dzisiaj pamiętam ten nieznośny ból, te spojrzenia pełne współczucia, jaka jestem inna i ten straszny strach, że tak już będzie zawsze, że zawsze będę uzależniona od pomocy innych i będę dla nich ciężarem.
To wszystko widzę w oczach dzieci protestujących i to mnie upoważnia do zabrania głosu, bo pamiętam.
Przez wiele lat pracowałam w Gimnajum z oddziałami integracyjnymi, widziałam wiele dramatów dzieci z dysfunkcjami i to kolejny powód mojego głosu dzisiaj. Kiedy obserwuję sejm wszystko się we mnie burzy na to,
Jak to jest możliwe, że kolejne rządy zapominają o tak poważnych problemach?
Jak to możliwe, że poseł RP pisze o wyniesieniu protestujących przez policję?
Jak to możliwe, że bogaci rodzice otrzymują 500+, a niepełnosprawni muszą o te 500zł błagać.
Jak to jest możliwe, że można uchwalić wiele ustaw pisanych na kolanie w ciągu kilku godzin, upychając je kolanem, a tym dzieciom odmawia się odrobinę godniejszego życia o wyjście do kina, o chwilę relaksu?
Jak to możliwe, że internauci zarzucają rodzicom dzieci, że dbają o siebie, że pieniądze wydają na ubrania i makijaż. Może powinni opasać się workami pokutnymi i nie pokazywać się nikomu na oczy, żeby nie razić ludku bożego swoimi niepełnosprawnymi dziećmi.?
Jak to możliwe, że mając na uwadze dobro dzieci nienarodzonych zakazuje się aborcji płodów, u których stwierdzono wady, a te dzieci, które już przyszły na świat i osiągnęły wiek dojrzały pozostawia na skraju ubóstwa?.
Jak to możliwe, że wcześniej głoszona empatia zamieniła się w lament nad brakami w budżecie?
Jak to możliwe, że "im się należało" a ci, którym tylko państwo jest w stanie pomóc, o tę pomoc tak mocno muszą walczyć?
Ci ludzie zasługują na medale za hart ducha, za pracę ponad siły, za walkę w słusznej sprawie.