Cześć, kochani.
Jakoś nie mogę wymyślić tekstu, który oddałby w pełni nastrój tych dni, żeby więc nie pisać banialuków, przechodzę do meritum, czyli do tego co mogę pokazać bez silenia się na mądrości.
Dzisiaj prezentuję kilka robótek, które dość długo czekały na swoją kolej i w końcu się doczekały. Wszystko co dziś pokazuję zostało kupione okazyjnie, za tak zwane grosze.
1. Szafkę na buty z dębowego drewna pomalowałam farbami kredowymi, postarzyłam, dodałam dekory na drzwiczki, szarością maznęłam uchwyty i dekory, czyli jest tak jak lubię. Ponieważ bardzo lubię zmiany, więc dekoracje często przestawiam, a jest to dobry sposób na pozbycie się kurzu, wiadomo, to wszystko są przecież kurzołapy. Szafka była zrobiona, gdy kwitły konwalie.
2. Od dawna chciałam zrobić łapacze snów, tym bardziej, że ze spaniem różnie bywa, że o snach nie wspomnę. Chociaż moje łapacze niewiele mają wspólnego z prawdziwymi indiańskimi, to mam nadzieję, że poskutkują i nasz dom omijać będą senne koszmary i niedobre maszkary.
Serwetki i tamborki kupione oczywiście okazyjnie na pchlim targu.
3. Kupiony za 30 PLN. żyrandol wymagał tylko drobnej naprawy kabla, ale zyskał zupełnie nowe oblicze. W sklepie z firankami zakupiłam wiszące kryształki, niestety tylko plastikowe, ale po rozdzieleniu i zawieszeniu dodały trochę blasku starociowi. Polecam ten sposób, kryształki nie mogą być łączone żyłką, muszą być na kółeczkach, dzięki którym dają się przymocować do żyrandola.
Teraz szukam prawdziwych kryształków, a cena tych plastikowych niewiele przekroczyła wartość starego żyrandola.
Jeszcze do niedawna dało się wyczarować takie klimaty w ogrodzie, ale to już przeszłość.
W ogrodzie moja róża po prostu przechodzi samą siebie i ciągle kwitnie, zaskakuje mnie tym bardziej, że nie za bardzo o nią dbam.
Kiedyś pisałam już o cudownej mocy rośliny zwanej topinambur , która tak pięknie rosła w moim ogrodzie.
Kochani. dziękuję za miłe słowa, witam nowego czytelnika i do następnego razu.:))