Mój ogródek nie jest za duży, ale o takim kiedyś marzyłam. Wszystkie rośliny w nim posadziłam własnymi rękoma. Tutaj jest rok 2005, winobluszcz porastający płot jest w kolorze zielonym, jesienią przebarwi się na czerwono, co widać poniżej.
Pięknie odbijające od trawy kamienie i murek z wapienia z czasem będą zarastać chwastami, trawa zakryje część kamyków, krzewy zakryją część wapienia, a ja będę walczyć z każdym chwastem, a nawet z pięknym, ale bardzo intensywnie rosnącym winobluszczem. Kiedy już ograniczę jego wzrost, nadwyrężając łokcie i nadgarstki, w trawie pojawią się ślady po gościach -kopce kretów. Jakoś to zaakceptuję, ale nawet ciasto pod tym samym tytułem nie będzie mi się dobrze kojarzyć.
Rok 2008. Wszystko rośnie i pięknieje w oczach tuje, irga, berberys (uwielbiam czerwone krzewy), bez. Wszystko skracam, tnę, przycinam, praca na okrągło, ale i satysfakcja, że to wszystko mój pomysł i wykonanie.
I jak tu nie kochać takiego widoku zimą, jak nie być dumną! Nawet jeśli za kilka lat będę walczyć z moimi nadwyrężonymi kończynami.
Na razie opisałam południową stronę ogródka, do pokazania zostały moje ukochane kwaśnolubne i oczko wodne. Tematów na najbliższe wpisy mi nie zabraknie. A kiedy będą bibeloty?
Pozdrawiam zainteresowanych moim blogiem jak i pozostających w obojętności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze. Pozdrawiam serdecznie.