Cześć, kochani, witam też cieplutko nową obserwatorkę. Znowu będzie o roślinkach, bo są tak urodziwe, że muszę Wam je pokazać.
Codziennie w ogrodzie zastaję inny widok , wszystko zmienia się tak szybko, nie sposób uchwycić i utrwalić wszystkie zmiany, codziennie wychodzę z aparatem na bezkrwawe łowy i cieszę się każdą roślinką jak dziecko. Nie pamiętam, kiedy tak mocno i radośnie przeżywałam wiosnę i wszystko co ze sobą przyniosła.
Rabata, na kwitnienie której czekam całą zimę, różaneczniki, pieris, paprocie i funkie tworzą tak niesamowitą różnorodność faktur , kolorów i wzorów, że mogę siedzieć godzinami i patrzeć. A kiedyś było tak... /klik/
Nie przypuszczałam wtedy, że moje rododendrony tak szybko urosną i po kilku latach będę musiała je odmładzać przez przycinanie, mam nawet samodzielnie ukorzeniony egzemplarz.
Te same roślinki w wersji dorosłej są naprawdę okazałe.
Cudowny czerwony klon na tle rododendrona, ale to zdjęcie jest już nieaktualne. Ten fragment ogródka wziął we władanie różanecznik z kwiatami o lekko lawendowym kolorze.
Hosty kocham na równi z różanecznikami i klonami, kupiłam miniaturkę i funkię wąskolistną, prawdziwe maleństwa.
Możecie mnie potraktować jak ignoranta, ale jak widać na zdjęciach lubię konkretne roślinki, byliny i krzewy. Kwiatki do tej pory służyły mi do zakrywania pustych miejsc, bo każdego roku coś w ogrodzie przesadzałam, więc kupowałam roślinki i wsadzałam do ziemi, po czym nawet zapominałam, na co mam czekać. W zeszłym roku odkryciem były żółte lilie, a w tym zachwycam się urodą cudownych irysów, rozrosły się pięknie i w końcu na dobre mnie podbiły. Dzięki zdjęciom dostrzegłam niesamowite paseczki na płatkach, meszek, który na pewno do czegoś służy:) Nigdy nie byłam mocna z przyrody, ale dopiero teraz doceniam takie cuda.
Kochani, mam nadzieję, że wypoczęliście podczas długiego weekendu. Serdeczności moc Wam przesyłami i znikam na dłużej. :)