Daję Wam trochę odpocząć od moich wojaży i wrzucam dawno powstały quilt.
W szyciu
patchworków fascynuje mnie to, że staję przed moimi materiałowymi
zbiorami, wyciągam kilka, rozkładam na podłodze i zaczynam
odprawiać rytuały, czyli co i rusz pochylam się w
celu przesunięcia, położenia, ułożenia, uwielbiam to przymierzanie się
do szycia, kombinowanie, co do czego pasuje. Kto szył, ten wie. Co prawda ogólny projekt mam w głowie, ale jak to projekt często ewoluuje w nieprzewidzianym kierunku. Podziwiam dziewczyny,
które obliczają sobie wszystko, przystępują do pracy z planem i go
konsekwentnie realizują. U mnie wszystko idzie na żywioł, może dlatego
tak lubię te najprostsze formy i na razie nie podejmuję się
skomplikowanych. Oczywiście najbardziej skomplikowany blok od Joanny ze Świata łat mam już za sobą i na pewno go jeszcze kiedyś powtórzę. Po prostu
najbardziej podobają mi się własne wzory, a samo wymyślanie
uwielbiam i to uczucie, jakby mi synapsy tańczyły w głowie.
Podczas szycia zużyłam prawie wszystkie materiały w tej samej tonacji i znowu wyszedł duży
patchwork prawie kwadratowy 210x197. Wylądował w sypialni i bardzo dobrze się tu zaaklimatyzował. Do dzisiaj nie wiem, skąd znalazłam
w sobie tyle siły i cierpliwości, żeby wypikować taką powierzchnię
moją małą maszyną. Manewrowanie taką ilością materiału podczas szycia, a zwłaszcza podczas pikowania powoduje autentyczne zmęczenie rąk i bardzo mocne dogrzanie kolan, bo większość quiltu na nich spoczywa. W dodatku pikuję w rękawiczkach. To akurat lubię, bo jestem "uczulona na zimno". Chyba szyje mi się najlepiej w długie zimowe
wieczory, kiedy nikt mi nie przeszkadza, bo w upały kompletnie mnie nie
ciągnie do maszyny.
Joanna zwróciła moją uwagę na różnicę między patchworkiem a quiltem. Nie są to nazwy równoznaczne, patchwork to zszyte małe kawałki materiału, a quilt musi być przepikowany (quilting - pikowanie) Możliwe, że różnic jest więcej.
Taki cudak dyniowaty mi wyrósł i pnie się po iglakach. Samo się zasiało i samo sobie radzi. Taki kabaczek, chyba?
W domu takie słońce miałam dzisiaj, a jak słoneczko, to na żółto. Na ścianie obraz litewskiej malarki Żanety Fil, zakupiony w Wilnie ponad 10 lat temu.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze. Pozdrawiam serdecznie.