Nie mam konta na FB i nie prowadzę żadnej sprzedaży.

czwartek, 29 października 2015

Szyjemy dynie - DIY

Dawno mnie do nich ciągnęło, spróbowałam  w poniedziałek i zrobiłam z nich wianek,  szyłam metodą przeznaczoną dla materiału, czyli zszywałam długi prostokąt, ale nie byłam zadowolona.  Potem zaczęłam dyńki robić innym sposobem i już  mam cały stos. To był swoisty recykling, bo sweterek poszedł pod nożyczki,  wiecie, że nie lubię wyrzucać, wolę przerobić.
Witam moich nowych obserwatorów, zostańcie, proszę ze mną i się rozgośćcie.
Obiecany tutorial zapodaję z  nadzieją, że się Wam przyda, tym bardziej, że byłyście zainteresowane.


poniedziałek, 26 października 2015

Dyniowy wianek

Kochani, stęskniłam się do Was, tym bardziej,  że miałam bardzo pracowity tydzień, który zakończył się leżeniem w łóżku. Ponieważ już poczułam się na tyle dobrze, że musiałam się czymś zająć, dzisiejszy dzień spędziłam na opracowaniu własnego sposobu robienia dyń. Jak to się mówi, pierwsze śliwki robaczywki, tak i z moimi dyniami wyszło, zasugerowałam się instrukcjami na materiałowe dynie, ale  nie byłam zadowolona, więc  postanowiłam je przeznaczyć na wianek ze sztucznymi dodatkami. Pomysł na taki wianek już dawno  tłukł mi się po głowie. Właściwy sposób na dynie z tkaniny opracowałam, ale to pokażę  w którymś z następnych postów.

 
Jeszcze  wcześniej zrobiony wianek do świeczki  z moich owocowo- jesiennych ozdób. Wianki  z poprzednich lat możecie zobaczyć klikając w etykietach "wianki owocowo- warzywne"  Przy okazji kolejny piękny wzór haftu.
 
Już pisałam, że tydzień spędziłam pracowicie, zaczęło się od kursu w "Szkole patchworku" Ani Sławińskiej, tutaj możecie zobaczyć jej relację klik    
Ania jest artystką i sprawiło mi wiele radości obejrzenie i dotknięcie jej prac, przeżycie samo w sobie.
To był mój pierwszy prawdziwy kurs, bo do tej pory wszystkiego uczyłam się sama, podpatrując ulubione blogi.  Miałam ogromną przyjemność poznać przemiłe dziewczyny,   fantastycznych gospodarzy i absolutne objawienie  pikowania i patchworku Wiesię, która prowadzi bloga Quilt & smile Teraz wiem, co powinnam doskonalić i od czego zaczynać szycie quiltów. To spotkanie uświadomiło mi, ile przede mną pracy i że dopiero "wchodzę do tego lasu"
Kilka zdjęć  z komórki, które oddają atmosferę spotkania.

 Tak wyglądają pikowanki Wiesi, ogromną przyjemnością była praca pod jej kierunkiem.

 Dużo czasu spędziłam z cudowną wnusią, spacerując po pięknym parku, przy okazji  musiałam też trochę popstrykać.



Dziękuję, że  mnie odwiedzaliście. 
Serdeczne pozdrowienia Wam przesyłam, życząc przyjemnego tygodnia.

sobota, 17 października 2015

Zapraszam na dobrą herbatę.

Kochani,  trochę nietypowo dzisiaj. Chłodne, a raczej słotne dni, które serwuje nam jesień sprzyjają owinięciu się cieplutkim patchworkiem i wypiciu czegoś dobrego, do tego dobra książka, kilka zapalonych świec i jakoś bardziej znośna wydaje się niepogoda.
Ponoć świat dzieli się na miłośników kawy i miłośników herbaty. Preferuję kawę, ale i dobrą herbatką nie pogardzę. Na ogół  wszystko robimy w pośpiechu, to samo dotyczy picia napojów (no, może wyskokowe nie za bardzo w pośpiechu) korzystamy z gotowych saszetek, albo po prostu zalewamy herbatę w kubku wrzątkiem, a ja chcę Wam pokazać sztukę parzenia herbaty po rosyjsku.
Pomysł na ten post powstał w trakcie oglądania Muzeum  socrealizmu w Kozłówce, a post nie ma żadnych podtekstów politycznych. Po prostu ten sposób parzenia zasługuje na uwagę i pokażę Wam, jak parzy się i pije  herbatę na wschodzie. A dlaczego? Otóż to jest najsmaczniejsza  herbata, jaką piłam.


poniedziałek, 12 października 2015

Jesień to czy zima ?

Kochani, taki widok z kuchni mam od rana. Śnieg pada i pada, może studzi trochę radość z wczorajszego meczu Lubi  nas natura zaskoczyć swoimi wybrykami. Muszę to pokazać.

Przygotowałam Wam trochę  jesiennych zdjęć. Najpierw z ogrodu, może pamiętacie, /klik/        pisałam o topinamburze, mój M. posadził je jesienią i w tym roku urosły  takie kwiatki mini-słoneczniki.

Jakiś ostatni zagubiony  motylek na kwiatach nawłoci.
A to już kwiat dyni.
Rybki, które zaczynają hibernację.

 Oczko wodne przykryte siatką, która chroni przed wpadaniem liści.
Jesień

 Zima?

Winobluszcz, który swobodnie pnie się po wszystkich przeszkodach, wyjątkowo go w tym roku zostawiłam dla tych pięknych widoków, bardzo lubię taka  purpurę wśród zieleni. Wczoraj i dzisiaj.

Kadry z naszego miejskiego parku. Kiedy rano idę na rynek jest dość wcześnie , słońce dopiero się przebija zza chmurek, i czasami jakiś widoczek mi się spodoba.
To zdjęcie powstało wiosną, ale pozostałe kilka dni temu.





Kochani, dziękuję Wam za to, że jesteście, że zaglądacie i pozdrawiam.:)

piątek, 9 października 2015

Polskie akcenty w Rumunii

Kochani, nie za bardzo mogłam odpowiedzieć na Wasze komentarze, dlatego niniejszym bardzo za nie dziękuję i cieszę się, ze mój pomysł z lejkiem Wam się spodobał. Mogę  się przyznać, że przedtem do wkładania przetworów do słoików wykorzystywałam  odpowiednio przyciętą szyjkę od 5litrowej butli wody mineralnej.
Dzisiaj wracam myślami do Rumunii i Was też zapraszam. 
Mam takie dziwne wrażenie, że za moich szkolnych czasów bardzo mało uczyliśmy się  o I wojnie światowej, może dlatego, że dla nas rozliczenie się z  I wojną światową nadal  jest trudne, bo Polacy jako bezpaństwowcy, podzieleni między wrażymi obozami często walczyli przeciwko sobie. Teraz często widzę drogowskazy prowadzące  do miejsc upamiętniających wydarzenia sprzed 100 lat. To  tak jakbyśmy dopiero odzyskiwali nową tożsamość i świadomość historyczną.
Wrażenia tego doznałam również w Karlibabie nad grobem  polskich  legionistów, którzy tutaj oddali życie w walkach przeciwko Rosjanom podczas I wojny światowej. Tak jak ożywają i stają do apelu cisi bohaterowie II wojny, tak nareszcie odzyskują tożsamość żołnierze sprzed 100 lat. 



To było bardzo miłe zobaczyć  za granicami troskę o nasze polskie groby,  a odnaleźć  w Rumunii mały skrawek ojczyzny, w dodatku zadbany, to było wzruszające. Symbolicznemu zapaleniu znicza  przypatrywał się zza płotu piękny konik.

Kolejny polski akcent - Sanktuarium Czarnej Madonny Kaczyckiej  w Cacicy.  Kościół katolicki Najświętszej Maryi Panny  wybudowany został w 1904 roku w stylu neogotyckim, drewniane wyposażenie wnętrza pochodzi z I połowy XX wieku.  Widok pomnika przed kościołem nie dziwi.
W głównym ołtarzu znajduje się obraz  Matki Bożej Kaczyckiej- patronki Bukowiny. Ten uchodzący  za cudowny obraz, trafił tu około 1810 roku. Z zachwytem słuchał naszej głośnej modlitwy ksiądz
Największe święto odbywa się  15 sierpnia, uroczysty odpust gromadzi katolików wielu narodowości z północno-wschodniej Rumunii.

Takie piękne, różnobarwne róże rosną obok.
Kolejnym polskim  akcentem jest częściowo zrekonstruowany zamek książęcy w Suczawie, który oparł się wojskom Jana Olbrachta. Miasto Suczawę dwukrotnie podczas wypraw mołdawskich zajmował Jan III Sobieski.
Nie tylko polskie akcenty znaleźliśmy w Rumunii. Wyobraźcie sobie, że to tu na wzgórzu poza miastem, znajduje się najważniejsze miejsce dla wszystkich wierzących Ormian. Tym, czym dla nas jest Częstochowa, tym dla Ormian jest Hagigadar ormiańska świątynia spełnionych życzeń, która powstała w 1512roku.  Jest tak nazywana, ponieważ posiada cudowną moc spełniania  życzeń wierzących. Większość z nas zostawiła kartki z własnymi życzeniami z cichą nadzieję, że chociaż część z nich dojdzie do skutku.
Taki zaskakujący widok ujrzeliśmy u stóp góry, na której znajduje się ormiański klasztor.
Hagigadar  jest celem pielgrzymek, wielu Ormian  pielgrzymuje z odległych zakątków świata, aby  modląc się gorąco na kolanach  dotrzeć do szczytu wzgórza, na którym znajduje się ich świątynia. Mieliśmy prawdziwe szczęście i udało nam się wejść do środka. Wewnątrz również panuje niesamowita atmosfera skupienia i cisza.

A tym ulubionym zdjęciem  po cichutku kończę post i  pozdrawiam Was cieplutko.

//Pinterest widget