Nie mam konta na FB i nie prowadzę żadnej sprzedaży.

środa, 28 stycznia 2015

Vintage

Nie mogę  przejść obojętnie obok  nikomu niepotrzebnych  przedmiotów,  mój wzrok zawsze takie biedule wyśledzi, mój mózg zachwyci się potencjałem bardzo głęboko czasami ukrytym w przedmiocie, ręce zapłacą i te same ręce potem dopracują i  zwrócą choć odrobinę urody.
Zacznę od starutkich szewskich  kopytek, zresztą widać, ile lat służyły w warsztacie, jest to pierwsza rzecz, której pomalować nie chcę i nie mogę, ale musiałam je potraktować wysokim papierem ściernym, bo można było ręce pokaleczyć, zresztą na tym drewnie widać nieskończoną ilość skaleczeń,  obtarć  i wgnieceń. Na stare lata znalazły kąt i u mnie będą już tylko odpoczywać na koronkach, czasami mogą też powisieć.




Z innych  nowości przeróbkowych, nawróciłam na słuszną drogę dwa świeczniki i wieszaczek. Wszystko potraktowałam farbą akrylową.  Świeczników nigdy dość, a i na półeczkę zawsze znajdę miejsce, chociaż niektórzy zaczynają trochę marudzić, że dom nam się kurczy. W końcu to są właśnie moje bibeloty.
 Świeczniki dołączyły do swoich bladolicych towarzyszy i się wśród nich pięknie zaaklimatyzowały.


Uwielbiam drewno w każdej postaci, kiedyś myślałam, że to kamień jest mi najbliższy, ale wszystko się zmieniło, gdy zaczęłam moje eksperymenty ze wszystkim co jest drewniane,  potrafię się na nie nie tylko gapić, jak przysłowiowy wół, ale sam dotyk drewna sprawia mi radość, nawet gdy jest pomalowane.

  
Święty obrazek z ramką  pochodzi z 1947 roku.
 A tak to wyglądało przedtem.

sobota, 24 stycznia 2015

Szast prast...

Witam Was serdecznie.  Dawno oczekiwany remont kuchni odbył się jesienią, ale nie zdążyłam nic pokazać.
Wiecie, że kocham Delfty  i zwiebelmustery i praktycznie wszystkie szafki mam już zapełnione, na szafkach też mam pełno.  Przed malowaniem niektóre z nich trzeba było zdjąć ze ścian, w związku z tym część bibelotów została wyniesiona i bez problemu zajęła duży stół.


Nie może być normalnie, znowu musiało coś spaść, czasami tak się zdarza, że wszystko leci z rąk nie wiadomo dlaczego? I to już drugi raz w ciągu roku.  Szast prast i po skorupach. Szczęście w nieszczęściu takie, że nie opłakuję straty. Wszystko było kupione za niewielkie pieniądze, ale denerwuje mnie, że jak  się potłukł dzbanek, to została pokrywka, z kolei  inny dzbanek został  bez pokrywki, jakoś tak nieskładnie się czasami tłucze...Złośliwość rzeczy martwych


  Nie wierzę w zabobony! chyba, że mają pozytywne działanie, a więc potłukło się na szczęście, teraz czekam... co będzie.


Pokazywałam już kiedyś półeczkę ze sztućcami, a po remoncie dodałam jeszcze wieszak również pomalowany i przetarty na wiszące mleczniki, oczywiście z wiatrakami albo z cebulowym wzorem.



Światło gości niechętnie w domu, poza nim niestety też, ale nie chcę narzekać. Wszystko razem na tym kawałku ściany w kuchni wygląda tak.

  Kilka   migawek z domu. 


Dużo mniej czasu mam na czytanie, ale trafiłam na ciąg dalszy Kena Folletta. Jest to kontynuacja książek Upadek gigantów i Zima  świata. Rzecz dzieje się już po II wojnie.  Sprytny zabieg umieszczenia głównych bohaterów wśród najważniejszych postaci XX wieku pozwala nam uczestniczyć w wielu przemianach politycznych i kulturowych w Stanach Zjednoczonych i kilku państwach  Europy. Poznajemy kulisy toczących się konfliktów między USA i  ZSRR,  towarzyszymy prezydentowi Kennedy'emu, sekretarzowi Chruszczowowi  i przeżywamy problemy mieszkańców Berlina  Wschodniego. Znajdziemy również wątek polski. Lektura bardzo gruba, ale polecam. Tym razem nie mogę narzekać na tłumaczenie, bo naprawdę jest bardzo dobre.

wtorek, 20 stycznia 2015

Różowe święto

Gorące pozdrowienia, życzę pomyślności wszelkiej i dobrego zdrowia wszystkim Babciom i Dziadkom  Przyjmijcie po symbolicznym kwiatku.


Dzisiejsze święto dotyczy mnie bezpośrednio po raz pierwszy i z radością  zaczynam się przyzwyczajać do tej roli. Jak mawia moja przyjaciółka bycie babcią to niezła fucha. W pewnym momencie zamyka się drzwi i zostawia wszystko za nimi. Ponieważ kilka dni spędziliśmy z wnusią dużo czynności mogłam sobie przypomnieć, a każda z nich mnie wzruszała i rozczulała. Jeszcze tak   niedawno sama byłam wnuczką,  jeszcze tak niedawno moi synowie byli mali...
Z podziwem obserwowałam, jak młodzi rodzice świetnie sobie radzą, uczą się zachowań maleństwa i potrafią odczytywać jej potrzeby. Praktycznie wszystko doskonale sami wiedzą.
 Dzisiaj rano dostałam już pierwsze życzenia  od wnusi. Babcina uczta  rozjaśniła cały dom, chociaż pogoda szara i dość ponura, moje serducho jest gorące ...




Takie święto to świetna okazja, żeby wyciągnąć rzadziej używane serwetki i obrusy, tym razem w różowościach, które ostatnio bardzo polubiłam, idealnie pasujących do angielskiej porcelany. Zawsze mnie zadziwiają wzory na obrusach, ich różnorodność i precyzja wykonania.  Sama nie potrafię haftować ani wyszywać, po prostu trafiam na takie piękności, sprzedawane po okazyjnych cenach. Różowe różyczki mają prawie jednakowy wzór, a jednak są zupełnie różne.


Srebrne sztućce bardzo lubię, kiedyś przywoziło się je ze Związku Radzieckiego. Dopiero kilka lat temu dowiedziałam się, że próby radzieckich wyrobów są niezbyt wartościowe, bo są zaledwie posrebrzane,  ale kiedyś miały dużo większą wartość i dostałam je od mamy w posagu. Względy sentymentalne są dla mnie bezcenne i stanowią wartość nadrzędną. Sama zresztą kupuję podobne sztućce, gromadząc kolejny komplet dla następnego pokolenia.


Nie dane mi było poznać rodziców taty i drugiego dziadka, którzy należeli do tragicznego pokolenia wojennego,  ale na szczęście przeżyła  Babcia Stefcia, która była niedoścignionym wzorem dla całej rodziny. Uosobienie dobroci, łagodności i pracowitości, wychowywała wszystkie pokolenia, swoich pięcioro dzieci,   wnuków, prawnuków, a nawet zupełnie obce dzieciaczki. Zawsze uśmiechnięta, bez słowa skargi, nie było dla niej za ciężkiej pracy.


Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

niedziela, 18 stycznia 2015

Nad Wartą

Kochani, dzisiaj nietypowo, nie o robótkach, a o odpoczynku.
Chcę Was zabrać w jedno z najpiękniejszych miejsc w łódzkiem, dolinę Warty. Tu znajduje się wieś  Strońsko z pięknym kościółkiem z XIII wieku, wybudowanym na najwyższym wzniesieniu w okolicy, ale dzisiaj wyprawa tylko przyrodnicza. Zdjęcia robiłam kilka dni temu, a nie potrafię powiedzieć, czy to było zimą, czy już wiosną?


Droga prowadząca do  rzeki, a rzeka  leniwie przemieszcza swoje wody, można odnieść wrażenie, że jest  bardzo spokojna i przyjemna, ale  rzeczywistość zaprzecza temu wrażeniu


  Malownicze przełomy Warty


Idąc dalej natknęliśmy się na dziwne pozostałości po dużych drzewach. Pierwsze wrażenie, że to rzeźbiarz-amator  dłutkiem obrobił pień, pozostawiając wokół mnóstwo ścinków i wiórków drewna, ale dlaczego nie użył piły?


 Aż do tej chwili nie byliśmy pewni, na co patrzymy,  teraz dopiero włączyliśmy myślenie. Tak, tak, to robota bobrów.

Obgryzione kory drzew, nory przy brzegach i oczywiście przegryzione drzewa dobitnie wskazują, że tutaj mieszkają te gryzonie. Bobry wyposażone w silne siekacze mogą ściąć drzewo o średnicy nawet 1 metra! Szczęście musi mieć ten, kto bobra spotka, bowiem prowadzą one nocne życie. Nie spotkaliśmy żadnego... Zaskoczył  nas jeszcze widok  wędkarzy...przy kilkustopniowym mrozie

Kolejne zaskoczenie  to widok paralotniarza, który hałasował w powietrzu, chociaż z drugiej strony
podziwiam człowieka, który mimo  mrozu lata w powietrzu i że mu nie zimno?


W oddali widać jeden z pięciu bunkrów, wybudowanych latem 1939 roku między korytem Warty i drogą Strońsko - Beleń. Każdego roku odbywają  się tu inscenizacje walk obronnych.
Na koniec  pomnik przyrody, drzewo  o kilkumetrowym obwodzie.

Kochani, witam nowych obserwatorów,  wszystkich odwiedzających mnie pozdrawiam serdecznie. Do następnego...

środa, 14 stycznia 2015

I po kolędzie...

 Witam Was serdecznie
Coroczne odwiedziny księdza, czyli jak zwykle musi być woda święcona, kropidło, lichtarzyk i świece. Znudziły mi się zwykłe srebrne lichtarzyki  i zaszalałam, albo przekora jakaś mi się włączyła, świece postawiłam na odwróconych kryształowych kieliszkach ( szyszki dodałam tylko do zdjęć). 
Pamiętam jaką obawą i niepewnością napawała mnie  wizyta księdza w czasach wczesnej szkoły podstawowej, mimo, że byłam grzecznym dzieckiem. Straszenie przez dorosłych, że ksiądz będzie pytać, w ogóle sam fakt, że ktoś taki ważny  przekroczy próg naszego domu, a jeszcze obowiązkowe przygotowanie  zeszytu, oj przeżywał człowiek, a ostatecznie zawsze było sympatycznie.  Podobne odczucia towarzyszyły jeszcze moim synom w niedalekiej przeszłości.



Jeszcze trochę ostatnich elementów świątecznych  i po świętowaniu. Ostatecznie.





Przy okazji mogę pokazać kolejny mebel czyli witrynę, która też jest starociem, ale nie antykiem. Podobnie jak w przypadku sekretery chętnie przemalowałabym ją na inny kolor, wiadomo nawet jaki, ale do końca nie jestem przekonana. W przypadku prawdziwego antyku chyba bym  nawet nie  pomyślała o malowaniu ...


Zbiór świeczników na ogół gości na witrynie...


Jakiś czas temu kupiłam lampę w kolorach  bardzo mile widzianych, co prawda bez klosza i ze złoceniami w bardzo dziwnym odcieniu, ale  zawsze muszę coś zmienić w moich nabytkach.  Teraz lampa dostała klosz,  zamalowałam złotko i nadeszła pora na prezentację.


Kochani, bardzo Wam dziękuję za odwiedzanie mnie i życzę wszystkiego dobrego na najbliższe dni.
//Pinterest widget