Jak wiadomo lubię odwiedzać wszelkiego rodzaju targi i komisy ze starociami. Dwa lata temu na bazarze w Kaliszu nabyłam kolejny ciekawy mebel. Ogromny kredens koloru brązowego lakierowanego, nadstawka z dwojgiem drzwiczek po obu stronach, pośrodku przeszklone, podstawa ciężka, masywna z dwojgiem drzwi, bardzo pojemna. Taki przedwojenny porządny niemiecki kredens. Tutaj widać po rozmontowaniu drzwiczki górne od kredensu. Są oparte o małą leżącą na trawie komódkę (ludwiczek), którą niemalże na siłę wcisnął nam za kilkadziesiąt złotych sprzedający. Teraz bardzo się z tego cieszę, a jeszcze bardziej się cieszę, ze odnalazłam chociaż kilka zdjęć sprzed malowania.
Górne drzwiczki kredensu przed skrobaniem, oparte o ludwiczka
Góra kredensu, którą ofiarnie skrobał i składał mąż, tutaj ładnie widać kryształowe szybki.
Dolne drzwi trzeba było posklejać i to był jedyny feler mojego nabytku.
Szuflady, jedna po, druga przed skrobaniem. Używaliśmy papieru ściernego, skrobaliśmy na zmianę, a nawet używaliśmy środków chemicznych do usuwania powłok. Pracy wystarczyło na dwa miesiące, bo przecież trzeba było Jego Zwalistość nie tylko wyszlifować, ale też przemalować. Ponieważ w tzw. międzyczasie zaczęłam prace próbne z ludwiczkiem i woskiem wybielającym i próby owe mnie zadowoliły na tyle, że postanowiłam tym sposobem potraktować Kredensidło. Mam nadzieję, że zdaniem oglądających wyszło całkiem nieźle, jak na pierwszy wielkogabarytowy raz. Oto i on Jego Wysokość Kredens II
Bardzo mocno wyszlifowany blat kredensu potraktowany Politurą do drewna na bazie szelaku.
Trochę kiczowata aranżacja. Jak to się stało, że toleruję sztuczne kwiatki?
Jak zwykle moje świeczniki i świeczki pomalowane białą farbą do drewna i metalu. Zbliżenie pokazuje jak wosk wydobywa słoje drewna, trzeba się przy zbieraniu nadmiaru wosku i polerowaniu trochę wysilić, ale chyba warto.
W dolnej części kredensu dostrzegam niestety błędy, które popełniliśmy podczas zdejmowania poprzednich warstw farb i lakieru. Widać kilka zadrapań wbrew ułożeniu słojów. Drzwiczki powstały dzięki łączeniu 6 trójkątów i środkowego rombu, w realu kredens wygląda lepiej, niż na zdjęciach.
Muszę od razu pokazać komódkę, przed kupnem której tak się wzbraniałam i na której wypróbowałam pracę z woskiem wybielającym. To całkowicie moje dzieło i raczej nie mam żadnych zastrzeżeń do wykonania.
Ponieważ wkrótce miały dołączyć do kredensu i komódki inne moje twory, (oczywiście każdy z innej bajki), musiałam im znaleźć wspólny mianownik. Wydaje mi się, że jednakowe blaty wszystkich moich mebelków trochę je zbliżyły stylistycznie. Zapowiadam więc ciąg dalszy malowanych przeróbek...
Chwila oddechu z ogrodu.
Pozdrawiam serdecznie. Bardzo liczę na komentarze, bo jestem ciekawa oceny czytających.
Widzę, że trafił swój na swojego. Sama już nie wiem czy lepiej mieć za dużo pasji, czy nie mieć wcale, bo gdy jest ich za dużo, nie bardzo wiadomo na co się zdecydować. Ja kocham mój ogród, podróże, dawanie nowego życia starym przedmiotom, książki i od czasu do czasu sama lubię coś opisać, co wynika z obserwacji życia i ludzi. Ale na coś trzeba się zdecydować i wybrać, więc wybrałam kilka rzeczy o których piszę na swoim blogu na którego serdecznie zapraszam. U Ciebie zagoszczę na pewno, bo bardzo podoba mi się to co robisz.
OdpowiedzUsuńmilerzeczy.blogspot.com
Dziękuję, byłam już u Ciebie, będę zaglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:)
Oczywiście zapraszam.:)
UsuńW Kaliszu??? to już wiem, kto mi tu wykupuje najlepsze kredensy:-) Wykonałaś kawał dobrej roboty, wyszło wspaniale.
OdpowiedzUsuńW Kaliszu byłam kilka razy, ale na pewno zakupy robi, wspaniałe zresztą, Ita z Jagodowego zagajnika.
UsuńPozdrawiam serdecznie.:)