niedziela, 25 czerwca 2017

Mizofonia -czy jestem frustratem?

Kochani.
Bardzo dziękuję Wam za komentarze pod ostatnim postem, jest mi bardzo miło, że podzielacie moje zdanie, a przynajmniej mnie rozumiecie. Witam cieplutko Ulę i Renatę, rozgośćcie się, proszę.
Zdarza mi się ostatnio, że podróżuję pociągiem, nie takim zwyczajnym, gdzie siedzimy zamknięci w przedziałach, a naszymi towarzyszami podróży jest maksimum 7 osób i przy odrobinie empatii można tę podróż spędzić w ciszy. Jeśli ktoś chce zagaić rozmowę, może się to przerodzić w miłą pogawędkę/klik/ Wczorajsza podróż skłoniła mnie do napisania na gorąco tego posta, będzie to osobisty post o kolejnej  mojej słabości.

To nie jest lokomotywa wczorajszego pociągu. Jechałam szybko mknącym cudem techniki, które osiąga prędkość 160km/ h i  200 km pokonuje w ciągu zaledwie dwóch godzin. Bardzo miła obsługa, szemrzący głos z głośnika podaje miejscowość, do której się zbliżamy, na monitorze pojawiają się informacje o przebiegu podróży,  same superlatywy  można by powiedzieć, bo nie muszę prowadzić samochodu, nie stoję w korkach, które coraz częściej są na autostradach,  ale... zawsze wysiadam z tego pociągu zmęczona i bardzo  poirytowana.
Otóż te piękne pociągi nie mają przedziałów, żeby pomieścić jak najwięcej pasażerów i jest to   całkowicie zrozumiałe. Tyle, że w takim długim wagonie siedzą bardzo różni ludzie, niektórzy toczą długie i głośne rozmowy przez telefon i siłą rzeczy muszę się dowiedzieć, dokąd zmierza na wakacje mój współpasażer, jak przebiegał jego dzień, jaką sałatkę zjadła na śniadanie siedząca naprzeciwko mnie kobieta i jak rozwija się synek tej mieszkającej po drugiej stronie ulicy sąsiadki pani z wielką walizką.
Gdyby były to tylko rozmowy! po pół godzinie od startu pociągu zaczynają szeleścić foliowe torebki z jadłem, rozwijają się z szeleszczącego papieru wszelkie ciasteczka i cukierki, mniej więcej co kilka minut dobiega mnie ten znienawidzony szelest, jak zgrzyt żelaza po szkle.

Dziwicie się zapewne, że bardzo  dziwny temat sobie wybrałam na dzisiaj, ale to raczej on mnie wybrał.  Rok temu   zupełnie  przypadkowo obejrzałam reportaż o dziwnym schorzeniu, im dłużej  słuchałam, tym bardziej docierało do mnie, że mówią właśnie o mnie. Reportaż o mizofonii, czyli pewnej nadwrażliwości na dźwięki. Czy możecie sobie wyobrazić jak bardzo byłam uszczęśliwiona, że coś takiego przytrafia się nie tylko mnie, a chodziło właśnie o nadwrażliwość słuchową. Nie zawsze się z tą dolegliwością rodzimy, jej przyczyny nie są rozpoznane, prawdopodobnie winę ponosi inna budowa mózgu. Sposoby leczenia są w trakcie badań, a w tej chwili dostępnym lekiem  są tylko zatyczki do uszu.
Powiecie, że prawdziwym nieszczęściem jest brak słuchu, ale jak się okazuje, sporo cierpienia sprawia też jego nadmiar. Przez całe życie żyłam w poczuciu winy i wstydu, że nie potrafię zaakceptować siorbania, ciamkania, szurania kapciami po podłodze, szeleszczących torebek, chrapania i mogę tak wymieniać bez końca.  Wariatka, prawda?
W domu byłam terrorystką,  moja rodzina musiała jeść cichutko, chociaż zdarzały się awantury, że coś ze mną jest nie tak. Kiedy słyszałam dźwięk siorbnięcia lub najmniejszego mlaśnięcia, powodowało to u mnie przyspieszoną pracę serca, drżenie na ciele, taką dziką furię, że mogłabym zabić.
W akademiku na pierwszym roku studiów nie mogłam spać, bo dziewczyna mieszkająca piętro wyżej do późna w nocy chodziła  w drewniakach, ten stukot po prostu mnie zabijał, a ona nie mogła  zrozumieć, że komuś może to przeszkadzać. Przez wiele lat myślałam, że to rodzaj dziwactwa, bardzo się starałam pracować nad sobą, nie zwracać uwagi na te straszne dźwięki, ale nie zawsze się udawało. Często się zastanawiałam, dlaczego innym ludziom nie przeszkadza szelest foliowych torebek, rozwijanych z papierków cukierków, czy oni naprawdę tego nie słyszą? Dla mnie to były tortury, nie tylko dla uszu, ale dla całego ciała, budziły mój wstręt, pogardę i nienawiść. Jak można w Teatrze Narodowym w trakcie spektaklu szeleścić papierkami od cukierków, wierzcie mi, kilka razy się obejrzałam z taką miną, że w końcu dotarło i kobieta schowała cukierki do torebki.
Kiedy mieszkałam w mieszkaniu w małym bloku, słyszałam kapanie wody w łazience sąsiada za ścianą i skrzypienie drzwi na trzecim piętrze w klatce obok, możecie sobie wyobrazić minę sąsiada, kiedy go poprosiłam o naoliwienie zawiasów w drzwiach do łazienki? Najgorszy jest śmiech i własna bezradność.
Kiedy w kinach  pojawił się popcorn w roli głównej, siadałam jak najdalej od jedzących, żeby nie słyszeć tych odgłosów ciamkania, szurania po pudełku, siorbania Coli. Kilka razy  z tego powodu wyszłam z kina przed zakończeniem seansu.
Jeśli czytacie ten tekst i nic nie rozumiecie, to po prostu Wam zazdroszczę.   Dlaczego o tym piszę? Dla mnie to było odkrycie na miarę Nobla, że ktoś w 2001 roku  sklasyfikował i nazwał schorzenie, z którym żyję tyle lat. Od roku czytam wszystko, co dotyczy mizofonii, sama świadomość, że jest nas tak dużo i nie jestem odosobniona, a przede wszystkim świadomość, że nie jestem wariatką powoduje, że trochę inaczej zaczynam postrzegać wszystko wokół, a i stałam się bardziej wyrozumiała.
Bardzo chciałabym móc nie słyszeć tego wszystkiego, co słyszę, walczę i mam nadzieję, że ten problem Was nie dotyczy.  Jeśli napotkacie kiedyś przerażony wzrok w reakcji na szeleszczący papier mogę to być ja, albo  też  nieszczęśliwa podobna do mnie istota, która cierpi na mizofonię i może o tym nie wie.

Serdeczności Wam przesyłam, życzę pięknych wakacji i wspaniałego odpoczynku podczas urlopów.


30 komentarzy:

  1. Nie jesteś sama. Teraz już wiem, dlaczego w obecności mojego M. nie mogę jeść jabłka, rzodkiewek, chrupek itp. Nie wiedziałam, że jest coś takiego jak mizofonia. Zawsze byłam wyrozumiała ale myślałam, że On po prostu tak ma. Po przeczytaniu Twojego posta już wiem z jakiego powodu tak jest. Pozdrawiam:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję Wam obojgu, bo wiem, jak ciężko się żyje w takim związku, gdy na każdy dźwięk trzeba uważać, ale z czasem przy Waszej dobrej woli powstanie pełne zrozumienie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak dużo osób cierpi na mizofonię.
      Przesyłam serdeczności.:))

      Usuń
  2. Kochana, cieszę się że o tym napisałaś. Może dzięki temu zwiększy się tolerancja dla takich dziwakow jak My i świadomość, że nie jesteśmy złośliwi, tylko mamy taka przypadłość. Ja mam do tego nadwrażliwość na zapachy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję nadwrażliwości każdej, tej z zapachami również. Też kiedyś myślałam, że jestem dziwakiem, a nawet dziwadłem, więc dla mnie sklasyfikowanie tej dolegliwości było bardzo ważne, widzę, że jest nas więcej, niż przypuszczałam.
      Cieplutko pozdrawiam.:)

      Usuń
  3. Całe szczęście, że nie mam tej przypadłości, bo mam inną równie ciekawą. Słyszę bardzo ciche dźwięki, których "normalni" ludzie nie słyszą, nie denerwuje mnie to specjalnie, chociaż bywa problematyczne, bo można się o sobie dowiedzieć wielu szeptanych rzeczy;-) Czasem bywa nawet zabawnie, kiedy odpowiadam jakąś ripostą na coś czego miałam nie słyszeć, mina szeptających - bezcenna:-) Pozdrawiam cichuteńko:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię bardzo dobrze, przez całe życie byłam belfrem i słyszałam każdy szept w klasie. Nie martw się, na pewno jesteś normalna:)) Również cichutko pozdrawiam.:))

      Usuń
  4. Kochana! nie cierpię na żadną mizofonię a po prostu nie toleruję chamstwa!!! bo czym innym jest siorbanie, ciamkanie i głośne rozmowy przez telefon, bez zwracania uwagi na komfort współpasażera czy chodzenie w drewniakach w bloku. Nie liczenie się z innymi. Stan rzeczy świetnie oddaje film "Dzień świra". To brak wychowania. I tyle. pozdrawiam Celinko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że nazwałaś jednym słowem to czego nie chciałam pisać. Staram się żyć tak, żeby nikomu nie przeszkadzać i dziwię się, że nie wszyscy tak mają. Takie życie!
      Serdeczności moc przesyłam.:))

      Usuń
  5. To ja też jestem jedną z Was !! Już od dawna sypiam w stoperach !!Denerwuje mnie każdy szelest.... myślałam ,że mam nadwrażliwy słuch :):)I wiesz co ?? Wstyd się przyznać , ale tez terroryzuję rodzinę :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to ogromne zaskoczenie, że jest nas więcej, niż mi się wydawało, stopery trochę tylko pomagają, prawda?
      Terroryzowanie rodziny to przykry dodatek do mizofonii, to właśnie nasi najbliżsi, mimo, że ich kochamy, cierpią w kontaktach z nami.
      Cieplutko pozdrawiam.:))

      Usuń
  6. Nie mam nic takiego ale bardzo współczuję.ale tak jak napisała Kwiatowa ludzie powinni zwracać uwagę na innych i zachowywać sie przyzwoicie:)))Pozdrawiam serdecznie i miłego tygodnia życzę:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, żyjmy tak, żeby nie przeszkadzać innym, ale dla dużej ilości ludzi są to problemy wymyślone i nie wart się z nimi liczyć.
      Gorąco pozdrawiam.:))

      Usuń
  7. O rany, ja nie cierpię na tę przypadłość i powiem, że jestem zaskoczona, że tak wiele dziewczyn przede mną ma z tym do czynienia. Współczuję, bo jak każda choroba, tak i ta utrudnia czy uprzykrza życie. Wyobrażam sobie jak ciężko żyć takiej osobie, gdy każdy szmer boleśnie wdziera się w głowę. Ale tak, jak zauważyły dziewczyny, szeleszczenie papierkami w teatrze, siorbanie czy chodzenie w drewniakach (!) w bloku, to jest to brak kultury i wyobraźni. I jak te braki w kulturze połączą się z Twoją przypadłością, to rzeczywiście można oszaleć!
    Jejku, nawet nie wiem, czego Ci życzyć? Czy to się da jakoś załagodzić? Zmniejszyć tę niekoniecznie potrzebną wrażliwość? Może jakaś terapia dźwiękiem harmonizująca przepływ energii, np. misami tybetańskimi.? Ja myślę, że tu trzeba szukać niekonwencjonalnych metod.
    Ściskam Cię cichutko :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewciu, dziękuję za Twoje słowa, prace behawiorystów nad metodami leczenia trwają, choć nie wszyscy uznają mizofonię za schorzenie, twierdząc, że to dziwactwa. Wyobraź sobie, że jedyną istotą, która może głośno jeść jest moja wnusia, jestem w stanie to zaakceptować, więc też mnie to dziwi.
      Na szczęście mogę teraz żyć w spokoju, rzadko bywam w większych skupiskach, staram się unikać konfliktowych sytuacji.
      Cieplutko Cię pozdrawiam.:))

      Usuń
  8. Przyznam,że pierwszy raz słyszę o takiej jednostce chorobowej.Nazwa obiła mi się o uszy ale nigdy na tyle żeby się nią zainteresować.Współczuję....
    ja z kolei nie słyszę ciszy.W mojej głowie cały czas są szumy, gwizdy,piski i żeby ich nie słyszeć muszę mieć koło siebie...hałas.Radio,telewizor,głosy... w ciszy nie mogę wytrzymać.
    A tym szybko sunącym po szynach pociągiem lubię, chociaż też mało jeżdżę
    Pozdrawiam ,życząc ciszy

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawsze się śmieję, że szkoda, że nie możemy sobie sami wybrać chorób, które nas dręczą. Obawiam się, że Twoje objawy też by mi bardzo nie pasowały, bo byłyby co najmniej podwojone. Olu, musimy dać radę.:))

    OdpowiedzUsuń
  10. och Droga Cecylio,
    bardzo Ci współczuję. Nie ma tej szczególnej nadwrażliwości na dźwięki jednak aby zasnąć ja i Eryk potrzebujemy bezwzględnej ciszy. Najgorszy jest okres od wczesnej wiosny do jesieni. Mieszkamy prawie na odludziu ale w pobliżu autostrady A - 4 Ten ciągły szum dobija nas i dlatego używamy stoperów.
    A co do szeleszczących torebek, mlaska, chrupania w kinie, teatrze bo i tam to się zdarza mało powiedziane, że mnie denerwuje to mnie dosłownie wkurza. Nie słyszałam o takim przypadku, że ktoś umarł ponieważ nie jadł przez dwie godziny.
    Cecylio, może Ty znasz taki przypadek? Jeżeli znasz to rozgrzeszę takich ludzi.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich przypadków nie znam, więc będzie bez rozgrzeszenia. Wasza sytuacja dowodzi, że można znienawidzić jakiś dźwięk bez mizofonii. Bliskość autostrady i hałas spowodowały, że nie kupiliśmy fajnego domu, a wybraliśmy ciszę pod puszczą, tak że rozumiem Wasze spanie w stoperach. A wiesz, że widziałam ogromny napis " Dziękujemy za hałas" obok domu tuż przy samej gierkówce w okolicach Piotrkowa?
      Pozdrawiam Was cieplutko.:))

      Usuń
  11. Ha ha:) Jestem taka sama:) Mój mąż natomiast jest zupełnie z innej bajki i nic z tych rzeczy go nie denerwuje, czego zazdroszczę ale nie potrafię zrozumieć:) Może to kwestia wychowania? A propos kina, to ostatnio, żeby nie słyszeć tych chrupiących popcornem, wzięłam ze sobą stopery!:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Absolutnie nie jesteś wariatką. Każdy ma swoje dziwactwa, a to jest już schorzenie. Mój brat może to mieć. I mnie wiele dźwięków do szału doprowadza. Mam straszną nadwrażliwość na głosy. Jeśli ktoś ma zbyt piskliwy głos, ciężko mi się rozmawia. Staram się nie zwracać na to uwagi, ale czasami nie jest to łatwe. Podziwiam, że o tym napisałaś. Bardzo wartościowy tekst. Brawo.

    Pozdrawiam Cię cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mizofonia ssie jak radziecki odkurzacz. I nic się na to nie poradzi, niestety. Można się izolować albo walczyć, albo po prostu się męczyć. Innej opcji nie ma.

    https://xpil.eu/mizofonia/

    Pozdrawiam zza blogowej miedzy.

    OdpowiedzUsuń
  14. To bardzo ciekawe, co napisałaś. Do dziś nie wiedziałam, że jest taka choroba. Ja chyba na nią nie cierpię, ale muszę przyznać, że miewam pewne objawy. W kinie czy teatrze też potrafię kilka razy spojrzeć przenikliwym wzrokiem na osobę, która jest producentem niepotrzebnych dźwięków i w ten sposób udaje mi się uzyskać spokój. Szeleszczenia nie cierpię, mlaskania, siorbania - też. Raczej nie przyznaję się do tego i jakoś żyję. Dotąd myślałam, że to takie moje dziwactwo, ale teraz zaczynam w to wątpić. Chyba muszę poczytać o tej chorobie. Uściski serdeczne :))

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny artykuł. Słyszałam już o tej przypadłości wcześniej, ale domyślam się jaka to dla Ciebie ulga, że możesz ją nazwać :-)) I mnie taka wrażliwość na dźwięki się zdarza... Ale na szczęście tylko w nocy :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Sooooo nice! I love it so much!

    BEAUTYEDITER.COM

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj współczuję.
    Ja lubię ciszę :) Jak śpię nic nie może grać np tv, muzyka - bo pop prostu tego słucham, nie mogę spać nawet przy zmywarce, drażnią mnie niektóre dźwięki.

    OdpowiedzUsuń
  18. Celu, z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam Twój tekst, nie miałam pojęcia, że istnieje taka przypadłość. Ja chyba mam malutki ułamek tej choroby ;) Strasznie mnie drażni, jak ktoś przy mnie chrupie, żuje, mlaska.... brrr... normalnie wrzeszczałabym :)))
    Pozdrawiam Cię ciepło, Agness :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Współczuję Ci, to co słyszysz, to prawie tortury. Lepiej już chyba nie słyszeć całkiem dobrze, niż znosić, to co Ty. POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciekawe....nigdy o tym schorzeniu nie słyszałam. Powiem Ci, że ja też słyszę takie dźwięki, że innych w osłupienie wprawiam ale nie jest to u mnie aż tak dokuczliwe aby mnie to złościło i irytowało. Może po prostu mam dobry słuch, a mam muzyczne wykształcenie. Przytoczę 3 sytuacje: 1. Mój Tato nie zawsze dokładnie dokręcał wodę w kranie w łazience. Wiele razy mówiłam żeby poszedł zakręcić. 2.Kiedyś byłam na próbie-właśnie muzycznej. Czekaliśmy na jeszcze jedną osobę. W pewnej chwili usłyszałam, że ktoś naciska dzwonek i mówię o tym, a właścicielka domu mówi, że dzwonek nie działa. Okazało sie, że za drzwiam stał ów człowiek, na którego czekaliśmy. Była wśród nas też absolwentka studiów muzycznych - lekko zszokowana bo ona tego nie słyszała. I wreszcie trzecia sytuacja kiedy siedziałam z córką u laryngologa w poczekalni. Kobieta skorzystała z toalety jednak po umyciu rąk nie zakręciła kranu, kiedy wróciła na swoje miejsce długo nie wytrzymałam i poszłam zakręcić kran. Jej mąż był niezmiesko zdziwiony pytając czym myję uszy :D
    Być może i ja mam tą przypadłość ale nigdy mi to nie przeszadzało. Tobie jednak współczuję bo domyślam się jak to potrafi irytować. Dzięki za ten wpis!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie najłatwiej się żyje z takimi "przypadłościami" z pewnością więc Ci współczuję.
    Ja mam doskonały słuch, ale mimo to nie posiadam Twej nadwrażliwości.Ale mój mąż nie znosi, gdy ja drę przy nim papier...i się na mnie wtedy ogromnie irytuje.

    Bardzo ciekawy Twój post Celu ...interesująco nam przybliżyłaś schorzenie, o którym pojęcia nie miałam.

    Pozdrawiam Cię gorąco.....i serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Mizofonia ssie jak radziecki odkurzacz. I nic się na to nie poradzi, niestety. Można się izolować albo walczyć, albo po prostu się męczyć. Innej opcji nie ma.

    ดูหนังฝรั่ง

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze. Pozdrawiam serdecznie.