Cieplutko Was witam i miło mi bardzo, że do mnie zaglądacie.
Bardzo dawno nie pokazywałam patchworkowych prac, a więc kolej na prostą narzutę z wiodącym kolorem bordowym, a może lekko fioletowym. Z prezentacją patchworku czekałam do wiosny, bo bardzo mi pasował do bzu i dzwoneczków, które są w tej samej tonacji kolorystycznej, zawsze mam problem z określeniem koloru bzu. Najważniejsze, że w całym domu obłędnie pachnie majem.
Dojrzeliśmy do uporządkowania strychu, staramy się wyrzucić z niego rzeczy, w które obrośliśmy, a o których nawet zapomnieliśmy, że je mamy. Zastanawiamy się, po co na przykład trzymaliśmy przez tyle lat stare nieaktualne podręczniki, przez moment nawet przemknęła mi myśl, żeby swoje książki oddać na makulaturę, ale chyba się zagalopowaliśmy, myśl przemknęła i znikła. Faktem jest, że sporo książek trzymamy na strychu
Dlaczego piszę o sprzątaniu? Otóż znalazłam takie cudne, bardzo fotogeniczne szkiełka w bardzo dobrym stanie, jestem ciekawa, czy wiecie, do czego służyły?
To są bańki. Młodszym wyjaśniam, że stawiało się takie bańki na plecach w celu wyciągnięcia choroby, na ogół przeziębienia. Przedtem należało w bańce zrobić próżnię patykiem zakończonym palącą się watką. Po postawieniu baniek na pleckach należało leżeć pod kołdrą, wygrzać się, a potem uważać na siebie przez kilka dni, żeby się nie przeziębić. Nie wiem, jak teraz lekarze zapatrują się na stawianie baniek, ale były one stosowane w medycynie alternatywnej, osobiście wielokrotnie miałam je na plecach i pamiętam, że przeżycie do miłych nie należało. Najgorsza była świadomość, że w pobliżu pali się ogień, zazwyczaj świeca.
W aptekach nie było takiego wyboru leków jak teraz, na
przeziębienie stosowano sok z cebuli, albo mleko z czosnkiem. Po zdjęciu baniek na plecach zostawały ciemnoczerwone ślady, to był znak, że część choroby opuściła ciało.
Swoją drogą nigdy nie podejrzewałam, że w zwykłych bańkach dostrzegę tyle magii.
Kończę ten kolorowy post i jestem ciekawa, czy kiedykolwiek korzystaliście z baniek? Czy dla Was też było to traumatyczne przeżycie? No i najważniejsze, czy bańki pomogły?
Z życzeniami lepszej pogody pozostaję i zapraszam ponownie.:))
Śliczne te bańki! I ten ich kolor - bajka!
OdpowiedzUsuńPamiętam takie, kilka razy miałam "stawiane", m. in. na zapalenie płuc - plecy były wtedy w jagodowe kropki.;))) Także moim dzieciom stawiała bańki siostra zakonna - pielęgniarka.
Bardzo fotogeniczne w postaci małych wazoników.
Obyśmy zdrowi byli - pozdrawiam serdecznie.
Tego samego Ci życzę i nigdy więcej jagodowych kropek.:)
UsuńJaka cudna narzuta! Mnie siostra kupiła takie cudo w SH za małę pieniądze -
OdpowiedzUsuńhttp://uoliuoli.blogspot.com/2015/10/pokoj-maej-ksiezniczki-nie-tylko-detale.html
ale Twoja to marzenie... Pozdrawiam ciepło...
Może moja narzuta też kiedyś wyląduje w SH, a to świadczy o wytrzymałości patchworków, hihihi. Pozdrawiam.:)
UsuńMam wspomnienie o bańkach z dzieciństwa. W ramach pomocy sąsiedzkiej uzdrawiała się w ten sposób moja mama i babcia. Ja bałam się tego "zabiegu". Ale dekoracja jest z tego cudna.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie, ze znam osoby które patchworków nie znoszą! Bańki to trauma z dzieciństwa. :))
UsuńWitaj, Twoje patchworki są bardzo efektowne. Zestaw kolorów faktycznie wiosenny. Zamierzasz się dalej rozwijać patchworkowo?:)
OdpowiedzUsuńUszyłam już ponad 10 patchworków, to jest naprawdę ciężka praca, ale mam nadzieję, że nie zabraknie mi sił na jeszcze kilka, może trochę mniejszych?:)
UsuńKolorowy patchwork jest piękny. Jak ulał pasuje kolorystycznie do bzu i dzwoneczków. Bańki.....stawiał moja mama i stawiałam ja swoim dzieciom. Mnie zawsze przynosiły ulgę, no i najważniejsze było to, że trzeba po bankach było leżeć trzy dni w łóżku:) Interesuje mnie jeszcze , gdzie kupiłaś cebulki dzwoneczków bluebells. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńKochana jesteś, nawet nie wiedziałam, że dzwoneczki tak się nazywają, początkowo myślałam nawet, że to szafirki. Kupiłam je na naszym bazarze, bardzo ładnie się rozmnożyły. :)
Usuńwpisz sobie bluebells w goglach i kliknij na grafikę, to dopiero zobaczysz bajkowe zdjęcia:) pozdrawiam
UsuńCala podziwiam za patchwork a bańki tak , tak i ja miałam stawiane :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Serdeczności przesyłam.:)
UsuńPatchwork cudny. Ja uszyłam jednego duzego potwora i powiedziałam nigdy więcej, ale kto wie kobieta zmienną jest. Bańki oglądałam tylko z daleka, ale w tej formie dekoracyjnej bardzo mi się podobają. : )
OdpowiedzUsuńTeż uszyłam kilka takich potworów i przerzuciłam się na mniejsze twory, które mieszczą się spokojnie pod maszyną. :)
UsuńPiękna narzuta wyszła,kiedyś myślałam o tym ,żeby się nauczyć ,ale mi przeszło:))Bańki i u mnie na strychu jeszcze leżą,nie wspominając starych podręczników po dziewczynach:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Gdybyśmy nie miały strychu, szybciej pozbyłybyśmy się zalegających je rzeczy, a że jest miejsce to i wyrzucać się nie chce, bo może się przydadzą? :))
UsuńMam w sypialni podobną narzutę. Niestety nie potrafię tworzyć takich śliczności jak Ty, więc ją kupiłam. A bańki oczywiście, że pamiętam.
OdpowiedzUsuńMoja babcia była specjalistką od ich stawiania. Ja nawet lubiłam tę "terapię bańkową".
Pozdrawiam ciepło z deszczowej krainy:)
Po ubiegłorocznej suszy obiecałam sobie, że nie będę narzekać na deszcz, ale takiego zimna nie lubię. :))
UsuńCzasem współcześni lekarze zalecają bańki:)))najważniejsze jednak to to żeby ich nie przeziębić:)))uroczo wyglądają jako flakoniki:)))piękna narzuta:))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńWidzisz, a zastanawiałam się, co medycyna sądzi o bańkach, podejrzewam, że to zależy od lekarza i jego preferencji.:))
UsuńOj pamiętam bańki z dzieciństwa i nawet doświadczyłam oparzenia pleców,także niemiłe mam wspomnienia, a bez uwielbiam i szkoda,że tak szybko przekwita.Pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńA jeszcze gorzej, że powinno się wszystkie kwiaty usunąć, przynajmniej ja tak robię, żeby bez obficie kwitł w następnym roku.:)
UsuńZ baniek można zrobić wiszące wazoniki na sznureczkach albo drucikach. Piękna narzuta, chylę czoła,bo to moc roboty:)
OdpowiedzUsuńNa razie chciałam pokazać bańki saute. Co do narzuty, to wiem, że Ciebie fascynuje japońska technika, zresztą bardzo ciekawa.:)
UsuńOczywiście, że z baniek korzystam cały czas. Mam malutkie dla dzieci i takie normalnej wielkości, jak Twoje, dla dorosłych. Stawiania baniek nauczyła mnie moja mama, a ją moja babcia. Pamiętam z dzieciństwa zapach denaturatu przy stawianiu baniek, to że mama czytała mi bajeczki pilnując bym nie ruszała łopatkami, całusy na pożegnanie, które "dawały" mi bańki przy ściąganiu i sen, który przychodził zaraz po zakończeniu całej akcji.
OdpowiedzUsuńA patchwork jest świetny - ile to pracy w niego włożyłaś - cudo! :)
Pa
Aż jestem zaskoczona, że wiemy, do czego bańki służyły, wydawało mi się, że to taki przeżytek, a tu, proszę. Jak miło wspomnieć domową atmosferę...:)
UsuńPotrafisz magię zauważyć nawet w zwykłych, prozaicznych rzeczach. Chociaż bańki stawały się magiczne...szczególnie, gdy się zapalało w nich denaturat. Mnie chyba ich nigdy nikt nigdy nie stawiał, ale widziałam jak były używane / w dzieciństwie, gdy byłam świadkiem jak je mamie stawiano była zawsze trochę przerażona / i mam taki magiczny komplet w domu. Nie wiem czy bym się nimi posłużyła....korzystała z nich moja sąsiadka, pielęgniarka, ale już niestety nie żyjąca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, bo ziąb.....
Należysz do szczęściarzy, którzy widocznie nie chorowali. Obyś nigdy nie była zmuszona do korzystania z baniek, zdrówka życzę.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńU nas bańki są na czasie cały czas , to wcale nieprzestarzały instrument medyczny , nawet minionej zimy były w użyciu :(
OdpowiedzUsuńPo takim leczeniu trzeba poleżeć ,ale nabiera się wtedy odporności :)
Bzy zdominowały zapach w ogrodach i pachnie nimi obłędnie :)
Witaj Kochana Cecylio!
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za Tobą. BARDZO!!!!!
Twoje patchworki zawsze budzą mój podziw. Są takie piękne.
No, no no, nawet w bańkach dostrzeżesz urok.
Całuję i pozdrawiam:)
Patchwork cudny!Bańki moja zmora z dzieciństwa, ale w innej roli super :-)
OdpowiedzUsuń