wtorek, 8 lipca 2014

Na straganie w dzień targowy

 Mieszkam w mieście, którego prezydent lubi odwiedzać wszelkiego typu targi staroci, siłą rzeczy u nas też takowy  się odbywa dwukrotnie w ciągu tygodnia. Na ogół na sprzedaż wystawiane są rzeczy przywiezione z Holandii i Niemiec.  Można tu poszperać w pudłach, otwierać kosze i koszyki z dziwną zawartością, targować się co do ceny. Czasami rzecz wyceniona na 3 złote jest jeszcze z a droga, a widać, że targować się naprawdę uczyliśmy się od najlepszych.


 Zdarzają się  stoiska z bardzo ładnie wyeksponowanymi bibelotami, ale  ceny też są prawie antykwaryczne. Ponieważ  udało mi się wiele przedmiotów  tutaj kupić, jestem częstym bywalcem pchlego targu. Dzisiaj efektem łowów jest mały indyjski koszyczek i dwa świeczniki (nie lubię tego lakierowanego brązu)


A to efekt pierwszego malowania  farbami kredowymi (zakupione w Konstancinie, bardzo wygodne).  Najbardziej  wygodnicki sposób, bo nie trzeba skrobać.


A trzeci świecznik czekał od miesiąca na pomalowanie.  Jeszcze raz je pomaluję, a potem przetrę.
Pozdrawiam zaglądających.

2 komentarze:

  1. Należy zaznaczyć, że sprzedawcy na ryneczku doskonale już Autorkę znają. W=Bywa więc, że prezentują jakieś głębiej ukryte skarby. Z drugiej strony, jeśli dana rzecz nie spełnia wymogów, po wymownym spojrzeniu, szybko odpuszczają namawianie na "super okazyjny zakup". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś bardzo dobrze mnie zna. Buziaczki przesyłam

      Usuń

Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze. Pozdrawiam serdecznie.